piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 7

  Zimno, strach, ból, smutek, może nawet rozpacz. Tylko te uczucia mi teraz towarzyszą. Siedzę nie ruszając się w tym więzieniu już tyle czasu. Kiedy ktoś wreszcie mnie obudzi i powie "Nie martw się, to tylko zły sen"? Nie dam rady się stąd wydostać, wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem. Łańcuch jest strasznie mocny i mam całe obolałe nadgarstki, ale muszę znowu spróbować go zerwać. Wstaję i zawroty głowy ponownie powalają mnie na ziemię przy czym rozwalam sobie kolano, z którego wycieka gęsta czerwona substancja. No super, nie dość że już mam niedobór krwi to jeszcze ta rana. A jakby tego było mało to jedyne wejście i jednocześnie wyjście z tą się otwiera. Ledwo co utrzymuje łzy. Nie mam zamiaru znosić kolejnego bólu.
  - Czyżbyś próbowała się wydostać? - zimny i donośny głos roznosił się po pomieszczeniu.
  Eric podszedł do mnie, chwycił za brodę i uniósł do góry. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale jest naprawdę przystojny - Nie licz na to. Te łańcuchy mogą utrzymać wilkołaka w czasie pełni, więc z tobą na pewno dadzą radę.
  Wybuchnął głębokim śmiechem, który rozniósł się po pomieszczeniu. W oczach pojawiały mi się już pierwsze krople, puścił moją głowę a ona opadła mimowolnie. Oby on już wyszedł, nie mam zamiaru pokazywać mu słabości.
  Nagły huk pozwala mi na kopnięcie wampira i odsunięcie się od niego. Rozglądam się po pomieszczeniu szukając powodu hałasu i w tym momencie w ścianie za mną pojawiła się wielka dziura, co oczywiste nie sama z siebie. Weszło przez nią coś w kształcie człowieka. Miało czerwone oczy wyraźnie widoczne wśród opadającego pyłu, z tyłu niego wlókł się ogon a końcówki palców zaostrzały się w pazury. Moje ciało ogarnął strach, nie mogłam się ruszyć. Stworzenie rzuciło się na Erica i zaczęło go rozszarpywać. Nie zniosę tego widoku, ale jestem cała sparaliżowana i zamiast odwrócić wzrok tylko patrzyłam jak skóra wampira zostaje zdzierana. Chłopak próbuje się bronić ale na nic mu się to zdało, jego ręce oraz nogi zostały oderwane za pomocą ogona bestii. Wszędzie w około latały flaki ofiary. Chwilę później do pokoju wpadło parę innych krwiopic, niestety żadna nie dała sobie rady z monstrum. Moja psychika tego nie wytrzymała, obraz stracił ostrość i dźwięki przestały do mnie docierać.

***

  - Wstawaj mój aniołku - głęboki męski głos rozbrzmiewał w mojej głowie. Łatwo było rozpoznać
mówce. Otworzyłam oczy i odskoczyłam do tyłu waląc plecami o twardą ścianę. Znowu jestem w jakimś obcym pomieszczeniu i do tego leżałam na łóżku a obok mnie siedział Scott.
  - Gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? - Chłopak wstał i podszedł bliżej mnie.
  - Nawet jeśli powiem gdzie jesteś to nic ci to nie da, a co do drugiego pytania, uratowałem cię od tego słabego wampira - w tym momencie powróciła do mnie część wspomnień - więc jestem twoim wybawicielem.
  - I co? Liczysz na to, że zaraz rzucę się na ciebie, zacznę całować dziękować ci za zabranie mnie do jakiegoś dziwnego miejsca, które nawet nie wiem jak się nazywa, bo nie chcesz mi tego zdradzić?! - Zauważyłam na jego twarzy chytry uśmiech.
  - No coś by mi się należało - czarnowłosy zbliżył się niebezpiecznie blisko do mnie, w szczególności do twarzy, za co oberwał poduszką.- Osz ty mała - chłopak skoczył na mnie, złapał ręce i przybił je swoimi do ściany, dodatkowo usiadł tak, że nie dałam rady ruszać tez nogami.
  - Złaź ze mnie! - wrzeszczałam, próbując się wyrwać jak tylko mogłam ale bez skutecznie.
  - Albo sama się uciszysz, albo pomogę ci w tym. - uśmiechną się jeszcze szerzej odsłaniają rząd białych jak śnieg zębów. Umilkłam, bojąc się tej jego "pomocy" - Od razu lepiej, radze żebyś tak wytrzymała, bo jakikolwiek pisk może się źle skończyć.
  W tym momencie, zauważyłam w nim coś niepokojącego. Jego zęby. Trójki były dłuższe i zaostrzone w przeciwieństwie do pozostałych. Serce mi zaczęło bić coraz szybciej na co on tylko się zaśmiał. Wiedziałam już co teraz nastąpi, jak mogłam mu pozwolić jakkolwiek się do mnie zbliżyć. Znowu spróbowałam się uwolnić ale jego uścisk był zbyt mocny, moją złość na chłopaka zastąpił paraliżujący strach. Najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać. Czy zrobi to delikatnie, czy wręcz na odwrót, mianowicie tak, by przez moje ciało przeszedł ból. Jego głowa znajdowała się tuż przy mojej szyi. Poczułam jak jego delikatne usta przesuwają się szukając dobrego miejsca do wbicia i stało się, niestety zadając mi przy tym okropne cierpienie.
  Nie wiem czy to trwało parę sekund, minut czy godzin, ale kiedy skończył, ledwo co oddychałam. Nawet się nie zorientowałam, że co jakiś czas wstrzymywałam oddech. Chłopak odsunął się trochę ode mnie dają mi trochę swobody. Ręce opadły mi wzdłuż ciała a wzrok skierowałam na niego.
  - Nie przypuszczałem nigdy, że może istnieć tak słodka krew - na jego twarzy znów widniał uśmiech i wyraz zadowolenia- To zdumiewające jak ten niższej klasy osobnik zdołał się jej oprzeć.
  - Zamknij się. - powiedziałam mu słabym głosem.
  - O, czyli jednak jeszcze nie zmądrzałaś i dalej będziesz pyskować? Musisz się w końcu nauczyć że ze mną się nie zadziera.
  - Czym ty do cholery jesteś? Bo na wampira nie wyglądasz.
  - Dobre pytanie. Jestem Scott, syn najwyższego z diabłów i władcy piekła Lucyfera oraz potężnej demonicy Lilith. Za to ty jesteś córką Archanioła Michaela, jednego z wyższych aniołów, dowódcy niebiańskiej armii. Lepiej żeby mój ojciec się o tym nie dowiedział bo popadniesz w wieczne cierpienie, czego byś nie chciała - otwarłam szeroko oczy ze zdumienia, ale pozostałam w milczeniu - To wyjaśnia dlaczego twoja krew jest aż tak dobra. A skoro masz jak widać za dużo energii to pasowałoby jej trochę ubyć - chłopak znowu spróbował się zbliżyć na co mu nie pozwoliłam mocnym uderzeniem w twarz resztką siły, co go lekko zdezorientowało, ale zaraz później wstał i już po paru sekundach był przy wielkich drzwiach - Tym razem ujdzie ci płazem to co zrobiłaś, ale nie zawsze będę taki łaskawy - "Łaskawy? Chyba sobie kpisz!" - krzyczały moje myśli - a ty nie waż mi się stąd wychodzić. Dopóki tu jesteś nikt cie nie zaatakuje, ale kiedy będziesz poza tą bezpieczną przestrzenią nie gwarantuję, że przeżyjesz. Inne diabły i demony nie wiedzą o tobie, więc radzę ci zostać w tym schronieniu, które uważasz za "więzienie" niż wychodzić tam - wskazał ręką na wyjście - podając się im wszystkim jak na tacy. Po drugiej stronie masz własną łazienkę i szafę. Rób co chcesz, ale pamiętaj o tym co ci powiedziałem - po tych słowach wyszedł i zostawił mnie samą w ogromnym pokoju.





 Cześć wszystkim. Z góry przepraszam za opóźnienia, ale najpierw nie miałam internetu, później czasu, jeszcze do tego miałam karę na 2 tygodnie i przez ostatni czas w ogóle mi nie pasowało to co pisałam, więc co chwila zmieniałam. Wprowadziłam dużą zmianę w opowiadaniu. Teraz akcja już nie odbywa się w tych samych miejscach i pewnie już każdy się domyślił gdzie trafiła główna bohaterka. Napiszcie co myślicie o tym pomyśle. Następny rozdział zaplanowałam na andrzejki, ponieważ te nagłe zmiany w opowiadaniu dały mi burzę pomysłów. Domyślam się, że wiele osób stwierdzi, iż zbyt rzadko dodaje rozdziały ale dalej będę pisać dla tych którym to nie przeszkadza aż tak bardzo. Pamiętajcie o tym jak komentarze motywują do działania :)

Pozdrawiam wszystkich czytelników :*.
~Lucy

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 6

  Zaczęli się do mnie zbliżać z triumfalnym uśmiechem na twarzy a ich oczy zmieniły barwę na szkarłatną czerwień. Stach kompletnie sparaliżował mój umysł, nie jestem w stanie nic wymyślić, jak może mi to robić moja starsza siostra. Eric siadł na mnie okrakiem tak, że nie mogłam ruszać nogami i dał drugiemu wampirowi znak głową żeby zaczął. Filip już po chwili kucał obok mnie z ustami przyłożonymi do mojej szyi. I stało się, poczułam wszechogarniający ból począwszy od miejsca ugryzienia skończywszy na palcach u stóp. Czerwonowłosy wampir przyłączył się do kolegi ale ugryzł mnie trochę nad piersią a mi zrobiło się słabo. Cały świat stracił ostrość, moje myśli powędrowały do Scott'a, że na pewno zaraz tu wpadnie i mnie uratuje, ale zamiast tego usłyszałam zimny głos siostry.
  - Wystarczy tego dobrego -oderwała ode mnie oby dwa wampiry i popchnęła kawałek dalej jeszcze chwila a z mojej siostry zostanie zimny trup.
  - Czemu nie mówiłaś, że ona ma taką pyszną krew, sama spróbuj a nie dasz rady się opanować, zważywszy na twój wiek - Katy posłała mu krzywy uśmiech i podniosła mnie na nogi jakbym nic nie ważyła. Za to mi świat urządził karuzelę.
  - Eric'u weź ją na plecy i zanieś do jej pokoju, to ten naprzeciwko mojego, a ja z Filipem zaraz dołączymy.
  Wampir zarzucił mnie sobie na plecy mówiąc, żebym się mocno trzymała i z niesamowitą prędkością pobiegł w stronę mojego domu. Wiatr targał moimi włosami na wszystkie strony, czułam jak uśmiech sam wpływa na moją twarz, ale jedna myśl nie dawała mi spokoju - dlaczego on bił się ze Scottem i co się stało po tym jak zemdlałam. Wiem tylko tyle że Scott przyniósł mnie do domu i odstawił do łóżka, lecz nie chciał mi powiedzieć co się tam wydarzyło. Mamie powiedziałam, że wróciłam późno, więc nie chciałam jej budzić, a ona w to uwierzyła. Nienawidziłam jej okłamywać.
  Po paru minutach zrozumiałam, że coś jest nie tak. zaczęłam pytać gdzie jesteśmy, a kiedy nie odpowiedział krzyczałam żeby odstawił mnie do domu. Chłopak udawał głuchego i tylko przyśpieszył, a mi powróciły zawroty głowy. Chwilę po tym cały mój obraz spowiła ciemność.

***

  - Gdzie jest Lucy?- spytałem groźnym tomem - Co jej zrobiliście?
  Zaraz po moim wypadzie na przekąskę wróciłem sprawdzić co z Lucy. Bałem się o tą dziewczynę, przez ostatnie kilka dni myślałem tylko o niej, a wtedy zostawiłem ją w pobliżu wampirów, bez żadnych wyjaśnień. Kiedy zobaczyłem, albo raczej nie zobaczyłem jej przy moim motorze od razu zrozumiałem, że musiało się coś stać, więc pobiegłem prosto do jej siostry i przybiłem ją do drzewa trzymając ręką za szyję, po tym jak powaliłem jej chłopaka i stanąłem mu nogą na piersi.
  - Jest bezpieczna - Katy ledwo łapała oddech więc poluźniłem trochę uchwyt by mogła swobodnie mówić, ale nie na tyle żeby mogła się wyzwolić - siedzi pewnie teraz w domu i czeka na nas.
  - Jak to "siedzi w domu"?! Niby jak skoro oboje tu jesteście?!
  - Zabrał ją ok. pół godziny temu nasz znajomy.
  - Jego imię.
  - Eric.
  Wszystko się we mnie zagotowało. Rzuciłem dziewczyną o ziemię. Myślałem, że nie wyczuł przy ostatnim spotkaniu z nią kim był jej ojciec. Teraz całe moje staranie, żeby nikt mi jej nie odebrał poszło na marne. Znając Eric'a już dawno zdążył ją zabrać gdzieś daleko, lecz najbardziej obawiał się reakcji dziewczyny na to wszystko.
  - Skazałaś swoją siostrę na strach i cierpienie!
  Młoda wampirzyca przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi dając do zrozumienia, że nie wie o co mi chodzi.
  - Eric pragnie jej niezwykłej krwi, tylko dla czego nie zabrał ciebie? Przecież jesteście siostrami.
  - Mamy różnych ojców. Mój zostawił nas kiedy się okazało, że Lucy jest córką kogoś innego. Mama nigdy jej nie mówiła, ale co jest w tym takiego dziwnego?
  - Lepiej zacznijmy szukanie jej, a ja ci trochę powiem o jej krwi po drodze, ale musisz zachować to w tajemnicy. Taka krew skusi nie jedno stworzenie ciemności.

***

  Strasznie bolała mnie głowa, a chłód bijący od podłogi przyprawiał mnie o dreszcze. Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu przykuta łańcuchami zaciśniętymi na nadgarstkach, do ściany. Nade mną znajdowało się okno zablokowane metalowymi kratami, a na przeciwko wielkie czarne drzwi, za którymi nie wiem co jest, ponieważ łańcuchy nie sięgają tak daleko. Cały pokój miał wymiary nie więcej niż trzy na cztery metry. Za oknem zrobiło się ciemno, więc sądzę, że siedzę tu już jakiś czas.
  Nagle drzwi się otwarły i do pomieszczenia wpadło oślepiające światło i jakaś postać. Nie mogłam nic dostrzec, bo od patrzenia bolały oczy. Ta osoba zrobiła parę kroków w moją stronę i w tym momencie drzwi zaczęły się powoli zamykać. Postać podeszła do mnie zaczynając się śmiać, a na jej twarz padły promienie księżyca.
  - Czyżby naszej księżniczce było nie wygodnie? - Eric z drwiącym uśmiechem kucnął przy mnie.
  - Co wy wszyscy macie z tą księżniczką? - zapytałam słabym głosem, a on wybuchną jeszcze większym śmiechem.
  - Oj no tak, ty nic nie wiesz.
  - Niby co mam takiego wiedzieć? Po co mnie tu zakułeś? - każde słowo sprawiało mi ogromny ból.
  - Krwi moja mała, w twoim ciele płynie krew anioła.
  - Co?
  - Nie wiem dlaczego akurat w twoich, a nie Katy, ona byłaby prostszym celem, no ale mówi się trudno. Najwyraźniej jedno z twoich rodziców było aniołem, więc masz jego krew i ponieważ ma ona dużą moc musiało być wysoko postawione. Będę cię tu trzymał, - pogładził mnie po policzku i zostawił rękę- by móc pić tą krew dzięki której moja siła będzie prawie taka jak demonów, lub sprzedawać za sporą kasę,- zebrało mi się na płacz, lecz nie mogłam mu okazać tej chwili słabości - ale teraz niestety musisz odpocząć. Utrata takiej ilości krwi powoduje osłabienie, a chcemy, żebyś długo robiła nam za pokarm.
  Wampir uśmiechnął się złowrogo, podczas kiedy jego ręka powędrowała na mój bark i zacisnęła. Eric wstał oraz podszedł do drzwi, a mi oczy automatycznie się zamknęły i jedyne co usłyszałam przed zaśnięciem to zimno wypowiedziane "dobranoc mała". Super, teraz tak na mnie mówi.







  A o to rozdział szósty. Trochę mi zajęło wymyślanie go, ale nareszcie jest. Mam nadzieję, że się podoba, bo mi się wydaje trochę pozbawione akcji, ale postaram się to zmienić w rozdziale siódmym, a co do niego, to spróbuję dotrzymać obietnicy i dodać go jeszcze dzisiaj po południu lub jeśli nie skończę to we wtorek, chwilę przed szkołą, a w najbliższym czasie dodam zakładkę z bohaterami, którą będę odświeżała co rozdział.  Dziękuję za tak liczne wejścia, wiem że dla niektórych blogerów moja statystyka do nic, ale dla mnie to coś wielkiego. Liczę na szczere komentarze od was.

Pozdrawiam wszystkich czytelników :*.
~Lucy

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 5

  Pięć, cztery, trzy, dwa... Dzzzyyyyńńńńńń... Szybkim ruchem zmiatam książki do torby. Jeszcze tylko jedna lekcja -pomyślałam- ale dlaczego to misi być WF?! Nie mam nic do WF, bo fajnie jest trochę pobiegać, pograć w drużynie, tylko zawsze miałam oddzielnie z chłopakami a teraz mamy razem. I znowu, nie mam nic do grania z chłopakami, ale tak się złożyło, że pozmieniali niektórym rozkład zajęć i teraz zamiast mieć z Jo i jej paczką mam ze Scottem.
  - Dobra. Zagramy dzisiaj w dwa ognie.- No świetnie, pomyślałam, gorszej gry nie mógł wybrać.
  Poza mną jest jeszcze pięć innych dziewczyn oraz dwa razy więcej chłopaków, więc drużyny wyglądały tak: ja, Annie, Tomas, Elisa i pięć osób których imion nie znam, kontra Filip, Alex, trzy dziewczyny oraz trzech chłopaków których widzę pierwszy raz na oczy, no i oczywiście Scott.
  Stanęłam z tyłu żeby uniknąć zetknięcia z piłką. Nigdy nie miałam dobrego refleksu i zawsze obrywałam piłką na samym początku.
  - Lucy! Uważaj!
  Szybko odwróciłam głowę w stronę głosu i trach... Oberwałam piłką prosto w skroń. Pojawiły mi się plamki przed oczami a świat stracił ostrość i zaczął ciemnieć. Zemdlałam.
  Gabinet szkolnej pielęgniarki to nie duży pokój pomalowany na kremowo. Biurko, szafka z dokumentami, dwa łóżka obok siebie przeznaczona dla chorych a ja leżę na jednym z nich. Nie mogę otworzyć oczu bo promienie słońca padają z okna prosto na moja głowę.
  - Ale ty słodko wyglądasz kiedy tak leżysz bezbronna księżniczko.
  Szybko zerwałam się do pozycji siedzącej i otworzyłam oczy. Scott siedział na krześle przy moim łóżku.
  - Myślałam że już ustaliliśmy żebyś mnie tak nie nazywał.- powiedziałam starając się na niego nie patrzeć, co było trudne, bo znajdował się przede mną.
  - Ty tak ustaliłaś, nie ja.
  Znowu się położyłam i rzuciłam mu żeby sobie poszedł a on jak na złość podszedł do mnie.
  - Wstawaj, pokarze ci coś co może cię zaciekawić.
  Nie czekając na moją reakcję wziął mnie na ręce i podszedł do okna. Znajdowaliśmy się na drugim piętrze, więc trochę się przestraszyłam. Scott otworzył okno i stanął na parapecie.
  - Scott? Co ty chcesz zrobić?
  - Spokojnie księżniczko. Po prostu się mnie mocno trzymaj.
  - Co ty...?
  Nie zdążyłam dokończyć zdania bo chłopak skoczył. Tak, dobrze myślicie, skoczył z drugiego piętra z dziewczyną na rękach i jedyne co powiedział to żebym się trzymała, więc tak zrobiłam myśląc o tym co sobie połamiemy. Nagle poczułam jak wiatr, który jeszcze chwilę temu wiał od dołu ustał a my już nie spadaliśmy tylko staliśmy na twardym gruncie.
  - Jak ty to zrobiłeś? - spytałam lekko przestraszona.
  - Dowiesz się w swoim czasie. - powiedział i ruszył przed siebie prosto na parking.
  Posadził mnie na czarnym motocyklu, z tego co Katy kiedyś mi mówiła o tym jaki motocykl chciałaby mieć, pamiętam że ten model to Honda CBR 600 ale co dalej już nie wiem, wystarczy mi wiedzieć tylko to że jest szybka, żeby bać się wsiąść na to ze Scottem. Podał mi kask i powiedział żebym go dobrze zapięła i trzymała się bo jazda będzie ostra. Zaczęłam krzyczeć, że nigdzie z nim nie pojadę, a on tylko zapalił i był już gotowy do jazdy. Z niechęcią przytuliłam się do niego i dałam swoje ręce na jego brzuch i to świetnie wyrobiony brzuch, czułam jego mięśnie przez koszulkę. Zaraz po tym jak go objęłam ruszył z parkingu prosto na drogę prowadzącą do miasta.
  Nie minęło dziesięć minut a już byliśmy pod parkiem. Nigdy nie jechałam jeszcze z taką prędkością na... w sumie to na niczym jeszcze tak nie jechałam. Pierwsza zsiadłam z motocykla i oddałam kask Scottowi.
  - Skoro mnie już tu zawiozłeś to co dalej?
  - Po prostu się nie odzywaj księżniczko i idź cichutko za mną.
  Pokiwałam głową, a on się uśmiechnął i wszedł do parku, więc ja zrobiłam to samo. Doszliśmy w milczeniu do miejsca gdzie drzewa były gęściej i bliżej od siebie.
  - Obiecaj, że nie zaczniesz piszczeć, okey?
  - Yhym.
  Podeszliśmy do wielkich krzaków za którymi usłyszałam głos siostry. Cicho tak jak Scott przykucnęłam za nimi i patrzyłam pomiędzy gałęziami co się tam tam dzieje.
  Moja siostra Katy stała do mnie tyłem, a przed nią leżała na ziemi jakaś dziewczyna. Nagle podszedł do niej jakiś chłopak z brązowymi włosami i fiołkowatymi oczami i pocałował ja w policzek, na co ona odpowiedziała tym samym. Dobra, rozumiem że Katy jest na wagarach z jakimś chłopakiem, to do niej podobne, ale dlaczego mamy się przed nimi chować?
  Scott podał mi karteczkę na której było napisane "Mam coś jeszcze do załatwienia, idź w stronę motocykla, ja dołączę do ciebie za jakieś piętnaście minut". Pokiwałam głową, a on pobiegł w stronę wyjścia z parku jak torpeda. Natomiast ja wstałam i udałam się w tą samą stronę wolnym krokiem patrząc czy Katy mnie zauważyła, ale nic na to nie wskazywało. I kiedy odwracałam głowę weszłam w coś twardego. pierwsze co pomyślałam, to zderzenie z drzewem ale w tym momencie osoba z która się zderzyłam złapała mnie ręką od tyłu za nadgarstki i uniemożliwiła mi ruchy rękami a drugą ręką zatkała mi usta.
  - I nie próbuj kopać, bo ci się dostanie.
  Rozpoznałam ten głos. Taki sam miał rudowłosy chłopak z którym się bił Scott tydzień temu. Poczułam jak zaczyna mnie pchać w stronę krzaków, więc nie miałam innego wyboru jak iść "dobrowolnie".
  - Patrzcie kto nas podglądał. To właśnie ta dziewczyna o której wam mówiłem, że przeszkodziła mi w walce z tym diabłem.
  Na te słowa szatyn się uśmiechnął a moja siostra odwróciła i zamarła, by po chwili powiedzieć.
  - Puść ją Eric, to moja siostra - Lucy.- W tym momencie uścisk się poluźnił, i chłopak mną rzucił na ziemię tuż obok leżącej dziewczyny.
  Przybliżyłam się jeszcze trochę do niej i zobaczyłam jej rozszarpane gardło i krew na jej ubraniu. Szybko odskoczyłam od trupa i spojrzałam ze zdziwieniem na Katy, a chłopaki zaczęli się śmiać.
  - Co wyście jej zrobili? - zapytałam drgającym głosem.
  - Uspokój się siostro, my tylko napiliśmy się jej krwi i tyle.
  - Jak to "i tyle"?! Zabiliście ją!- na te słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
  Wstałam, podeszłam do siostry i z całej siły przywaliłam jej w twarz z liścia.
  - Osz ty mała - Eric i ten drugi chłopak złapali mnie za ręce i sprowadzili na klęczka kiedy chciałam znowu przywalić Katy.
  - Skoro już wyładowałaś na mnie swój gniew to pozwól, że ci wyjaśnię. Ja, Eric i Filip jesteśmy wampirami, żywimy się krwią by przetrwać. Zrozum, to dla nas normalne.
  - Jak możesz twierdzić, że zabijanie jest normalne?!
  - Nie zabijamy za każdym razem, ale dzisiaj tak wyszło.
  - Skoro już tutaj jest to czy możemy się z niej napić?- Z uśmiechem zapytał Filip.
  - A pijcie, tylko jej nie zabijcie.






  Siemka kochani. Dawno mnie nie było bo miałam brak weny, ale wróciłam i mam zamiar teraz częściej dodawać nowe rozdziały (mianowicie raz na tydzień lub dwa), a w postaci rekompensaty za długą przerwę następne dwa rozdziały dodam do końca wakacji. Bardzo proszę o komentarze.

~Lucy

środa, 19 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Witajcie czytelnicy, zostałam nominowana do LBA przez  i dziękuję ci za to :*.

Zasady są proste:

1.Odpowiadasz na jedenaście pytań zadanych Ci przez osobę, która Cię nominowała;

2.Nominujesz 11 wybranych blogerów, którzy mają mniej niż 200 obserwatorów (oczywiście nie można nominować osoby, która Ciebie zaciągnęła do tej gry) i informujesz je o tym;

3.Zadajesz 11 własnych pytań.


Pytania od Evilx:

1) Gdzie byłeś 3 godziny temu?
Odpowiedź prosta, w łóżku XD

2) Czy kiedykolwiek zjadlaś kredke?.
Trochę to dziwne, ale zamiast kredek jadłam ołówki i kiedyś udało mi się zjeść pół. ;P

3) Czy w odległości 3 metrów od Ciebie jest coś różowego?
Tak, 3 świeczki (2 zapachowe i 1 zwykła), poduszkę, kosmetyczkę, parę ubrań itp. 

4) Czy masz na sobie skarpetki?
Nie ^^

5) Czy byłeś w kinie w ciągu ostatnich 5 dni?
Niestety nie :/

6) Czy jest Ci gorąco?
Jest w sam raz :D

7) Co było ostatnią rzeczą, którą miałaś do picia?
Hmmm... woda
 
8) Co ostatnio jadłaś?
Jajecznice z szyneczką zrobioną przez tatę, pychota :)

9) Gdzie byłaś w zeszłym tygodniu w tej chwili?
Albo na zajęciach i grałam na konsoli albo toczyłam się w wielkiej kuli na obozie mangi i anime XD

10) Kim był ostatni gość w Twoim domu?
Moja BFF Weronika D. (bez nazwisk ^^)

11) Czy tesknisz za kimś teraz?
Tak, za moją drugą BFF która pewnie teraz leży w łóżku lub na plaży w Bobolinie :*


Ja nominuję:







Żadnych blogów jak na razie więcej nie czytam, więc to tyle a oto pytania:

1. Jakie jest twoje hobby?
2. Czy umiesz założyć nogi za głowę?
3. Co masz teraz na sobie?
4. Jak masz na drugie imię?
5. Co jest pierwszą rzeczą jaką widzisz po przebudzeniu?
6. Jakiego języka chcesz się nauczyć?
7. Umiesz rysować? (Jeśli tak to wstaw tutaj swój rysunek)
8. Lubisz horrory?
9. Jakie książki polecasz?
10. Jak spędziłaś te 1,5 miesiąca wakacji?
11. Lubisz ser?


Czekam na wasze odpowiedzi :*

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Uwaga!

 Z powodu braku weny twórczej co do tego bloga, zawieszam go na czas nieokreślony.

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 4


  Scott już na mnie czekał.  Właśnie zamykałam za sobą drzwi od domu. Przywitaliśmy się zwykłym "cześć" i pobiegliśmy w stronę szkoły.
  Przez całą drogę chłopak mnie za czepiał i komentował moje kształty.  Nie mogę powiedzieć, że jestem gruba,  bo figurę mam świetną ( dużo biegam i mało jem, więc to chyba logiczne ). Nie jestem też taka płaska jak inne dziewczyny w mojej klasie, ale to dla mnie nic ważnego. Starałam się zachować neutralną twarz wobec Scotta i muszę sobie pogratulować, bo mi się udało.
 Pierwsza lekcja nie była zbyt ciekawa, więc zaczęłam rozmyślać, patrząc przez okno na błękitne niebo bez chmur. Może pójdę dzisiaj prosto do domu, bez wycieczki do lasu. Jeśli nic się nie wydarzy, co mogło by mi działać na nerwy, to chyba nawet z Katy, chociaż nie wiem czy się zgodzi. Siostra nie lubi wychodzić bez powodu na świeże powietrze i słońce, a szczególnie nie lubi długich spacerów w dzień. Czasem udawało mi się ją zmusić do pójścia na plażę w nocy. Nie wspomniałam jeszcze, że się przeprowadziłyśmy z San Diego.
  Dzwonek wyrwał mnie z myślenia. Wstałam, wzięłam miętowo-białą torbę z piękną różą na boku i wyszłam na korytarz pełen ludzi.  Jak to mam w zwyczaju opuściłam głowę i starałam się dotrzeć do szafki nie wpadając na innych. Prawie już byłam przy niej, kiedy w kogoś weszłam. Mój wzrok powędrował na twarz Natalie - bo na kogo innego mogła wpaść najbardziej pechowa dziewczyna w tym stanie. 
 - Patrz gdzie leziesz. - zimny głos Natalie odbijał się w moich uszach.
 - Sorki.- odpowiedziałam cicho. Spróbowałam ją wyminąć, ale Jo i Alina zagrodziły mi drogę. Przepchnęłam się przez nie i doszłam do szafki bez żadnych atrakcji.
 W końcu koniec lekcji - jak ja się cieszę. Wypadek na korytarzu kompletnie zepsuł mi humor i teraz mam ochotę pobyć sama, więc wracam do domu bez nikogo. Rozglądnęłam się jeszcze czy nie ma Scotta lub Katy w pobliżu i ruszyłam biegiem. Na pięknym niebie pojawiły się pierwsze, ciemne chmury zwiastujące deszcz. Nie przejęłam się tym, tylko przyśpieszyłam tempa. Lubię kiedy pada, można wsłuchać się w krople opadające na ziemię. Często mnie to uspokajało - kilka lat temu zawsze musiałam się powstrzymywać przed powiedzeniem tego co myślę i przed uderzeniem kogoś. Od jakiegoś roku umiem to kontrolować.
 Dotarłam do domu chwile przed tym jak rozpoczęła się ulewa. Dołączyłam do siostry i mamy, które jadły obiad. Mama zaczęła wypytywać o szkołę a ja z Katy mruknęłyśmy, że dobrze. Po skończeniu posiłku umyłam talerze i poszłam do pokoju odrobić lekcje. Wiśniowe ściany od razu sprawiły, że moje poczucie szczęścia się podniosło. Wyciągnęłam potrzebne zeszyty i książki z torby i rzuciłam nią na bok siadając na łóżku. Kompletnie nie chciało mi się uczyć więc szybko skończyłam i położyłam na miękkiej pościeli. Mój spokój przerwały krzyki mamy proszącej bym poszła do sklepu. Próbowałam się wymigać od tego mówiąc żeby Katy poszła, ale ona ponoć wyszła gdzieś, więc to mi przypada ten zaszczyt. Z niechęcią podniosłam się i podeszłam do szafy zmienić ciuchy. Wybrałam ciemne jeansy, fioletowy t-shirt z jakimś napisem oraz szarą bluzę z kapturem. Za oknem nie było widać już deszczu, więc ubrałam tylko tenisówki, wzięłam od mamy listę zakupów i wyszłam.
 Oprócz tego co mama chciała kupiłam też paczkę gum miętowych- skoro i tak tu jestem. Nie znam miasta jeszcze tak dobrze, więc zaraz po wyjściu skierowałam się w stronę domu niedawno poznaną drogą. Ciemność rozpraszały tylko latarnie postawione tak, że pomiędzy nimi było kompletnie ciemno.
 Minęłam właśnie nie działającą latarnię kiedy usłyszałam huk w bocznej uliczce, najwyraźniej ktoś się bił. Kiedyś pewnie bez namysłu bym tam wpadła i próbowała uspokoić bójkę,-co nie zawsze dobrze się dla mnie kończyło- ale nie dzisiaj. Tym razem tylko popatrzę czy to nie ktoś od mojej szkoły. Skręciłam do zaułka starając się być niespostrzeżoną. Moje oczy szybko się przyzwyczaiły do ciemności i zauważyły tam Scotta, który dawał łomot jakiemuś gościowi. Wyglądał na około osiemnaście lat i miał mocno czerwone włosy. Schowałam się za kontenerem na śmieci i patrzyłam.  Scott nie przestawał uderzać w jego brzuch, ale ten odpowiadał na to tylko szyderczym uśmiechem i powiedział "Tylko na tyle cię stać?". Widząc jak chłopak jeszcze bardziej się rozwścieczył, uśmiechną się jeszcze bardziej pokazując przy tym niesamowicie białe zęby. W momencie kiedy Scott na chwilę zatrzymał pięści, rudy chłopak uderzył go w klatkę piersiową i czarnowłosy poleciał kilkanaście metrów dalej.
 - Scott!- o nie. Co ja zrobiłam? Powinnam trzymać język za zębami. Teraz obydwoje na mnie popatrzyli, a ja zaczęłam uciekać.
 Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na drogę. Dotarłam do wschodniej bramy parku i coś, albo raczej ktoś złapał mnie w pasie zatrzymując tym samym. Próbowałam się uwolnić, szarpałam się na wszystkie strony, ale bezskutecznie.
 - Uspokój się.- ciepły męski głos rozbrzmiał w moich uszach, a ja jak znieruchomiałam.- Tak lepiej, a teraz powiedz mi co ty tam robiłaś?
 - Usłyszałam, że ktoś się bije i postanowiłam to sprawdzić.- głos mi drżał.
 - Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Teraz posłuchaj mnie,- jego usta lekko musnęły moje ucho-  pójdziesz prosto do domu, czyli bez wchodzenia w jakieś ciemne uliczki i podglądania ludzi jak się nawalają, bo nie zawsze będziesz mieć takie szczęście jak teraz. Zrozumiano?
 Mój głos gdzieś przepadł, więc tylko pokiwałam lekko głową i zaraz po tym jak mnie puścił pobiegłam przed siebie - tym razem patrząc gdzie. Gdyby nie to, że mama zabrała mnie kiedyś na spacer tutaj nie wiedziałabym gdzie iść.
 Minęłam kilkanaście ławek w mniej więcej równych odstępach i widziałam już południową bramę. Szczęście zaczęło mnie przepełniać na samą myśl, że za chwilę będę na oświetlonych ulicach. Nagle zauważyłam kątem oka jakiś cień obok mnie i poczułam czyjąś obecność, a moje serce zaczęło bić jak szalone z przerażenia, więc tylko przyśpieszyłam, bojąc się co będzie jak zwolnię. Kiedy znów poczułam, że jestem sama odwróciłam głowę sprawdzić czy na prawdę ktoś tam był, ale nikogo nie zobaczyłam. Z niepokojem wróciłam głową i zatrzymałam się. On tam stał - pośrodku zamkniętej bramy, która jeszcze chwilę temu była otwarta - niecałe 15m ode mnie. Rudy chłopak o niesamowitej sile.
 Zaczęłam się cofać, ale potknęłam się o gałąź. Nie mogło być gorzej. Chłopak powoli zbliżał się do mnie.

piątek, 30 stycznia 2015

Uwaga

 Katy się wycofała z pisania kolejnych rozdziałów. Następne rozdziały, nie będą oznaczone literami, bo wiadomo, że ode mnie.




Dziękuję za uwagę :)

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 3

 Dwie pierwsze lekcje trwały chyba całą wieczność. Teraz będzie w końcu plastyka. Jestem ciekawa jak tutaj ona wygląda. Gdy dzwoni dzwonek siadam w ostatniej ławce przy oknie tak jak w innych salach. Miejsce obok mnie jest puste ( z czego się cieszę, bo nie lubię jak ktoś patrzy gdy rysuję ). W momencie kiedy nauczyciel otwiera usta, by wyczytać listę osób, drzwi się otwierają.
 - Widzę, że jednak zaszczyci nas pan obecnością - mówi mężczyzna w podeszłym wieku odkładając kartkę z nazwiskami.
- Sorry za spóźnienie, miałem problemy z szafką. - zza drzwi wyłania się Scott.
- Siadaj, jest wolne miejsce na końcu. - szybko macha ręką i wraca do czynności, którą chciał wykonać nim mu przerwano. Chłopak uśmiecha się, a do mnie dociera, że chodziło o puste siedzenie przy mnie. Tylko tego mi do szczęścia brakowało [ironia].
 Siada na krześle, wyciąga blok z kartkami i po oderwaniu kawałka papieru zaczyna coś pisać. Nauczyciel ciągle spogląda na niego, pewnie po to żeby go na czymś przyłapać, ale Scott ma chyba wprawę w oszukiwaniu nauczycieli. Podaje mi karteczkę zgiętą na pół. Otwieram ją i z groźnym spojrzeniem czytam zawartość : " Będę czekał w lesie o 17 pod drzewem na którym spałaś. Mam coś co do ciebie należy,  więc lepiej się zjaw." Odpisuję mu, żeby sobie odpuścił próbę przekonania mnie do wybaczenia. Poza tym co on może mieć mojego.
  Nareszcie. Koniec lekcji. Wolność. Wychodzę ze szkoły i nabieram świeżego powietrza do płuc.  Zamykam oczy i daję się ponieść nogą.  Otwieram oczy i nie mogę uwierzyć.  Idę w przeciwnym kierunku niż mam dom. Prosto do lasu i Scotta. "STOP,  STOP!" krzyczę w myślach, ale mimo to wciąż się zbliżałam do miejsca spotkania. Zatrzymuję się przed drzewami. Do rzeki jest już tak niedaleko. Szybka decyzja i brak odwrotu.
  Docieram i co teraz? Rozglądam się w poszukiwaniu Scotta. Jest. Opiera się o drzewo po drugiej stronie rzeki.
 - Jednak zechciałaś przyjść - mówi chłopak.
 - Napisałeś, że masz coś mojego więc przyszłam to odebrać.
 - Chodź do mnie, a to odzyskasz. - patrzę na rzekę i z powrotem na niego - Chyba nie boisz się wody?
 - Nie, nie boję.
 - No to hop. Lepiej się pośpiesz, bo jeśli potrwa to za długo, twój wysiłek żeby tu dotrzeć pójdzie na marne.
 Grrr... nienawidzę kiedy ktoś ma nade mną władze. Wchodzę do wody i przepływam na drugą stronę. Jestem cała mokra i trochę mi zimno. Jednak nie jest tak ciepło na zewnątrz jak mi się zdawało rano. Podchodzę do niego bez wyrazu, a on podaję mi teczkę, której wcześniej nie zauważyłam. Oglądam ją i uśmiech sam wskakuje na moją twarz.
 - Gdzie to znalazłeś. Zgubiłam ją tuż po przyjeździe. Myślałam, że przepadła na dobre.
 - Leżała na chodniku, nie znałem wtedy nikogo o nazwisku, którym była podpisana. A teraz może tak byś powiedziała "dziękuję"?
 - Okej. Dzięki za oddanie mi teczki, ale nie zaglądałeś do środka? - pytam z przerażeniem. W tej jednej rzeczy są wszystkie moje rysunki, a każdy z nich wyraża moje uczucia i myśli.
 - Może tak, może nie. - patrzę na niego groźną miną - A teraz chodź. Odprowadzę cię do domu oraz znalazłem miejsce gdzie nie trzeba przepływać na drugi brzeg.
 Idę za nim i po dwóch minutach widzę drzewo, które jest zwalone na rzekę i tworzy coś w stylu mostku. Scott pomaga mi przejść po nim, niestety widzi, że mam 'gęsią' skórkę. Ściąga swoją bluzę i nakłada na moje ramiona. Po wyjściu z lasu boję się podnieść na niego wzrok, docieramy do drogi gdzie Scott zatrzymał mnie dzisiaj rano. Jest dopiero dziewiętnasta a słońce już prawie zeszło za horyzont. Podnoszę głowę do góry i patrzę w te jego czarne oczy. Połączone z zachodem który się w nich odbijał tworzą coś pięknego. Zauważa, że się na niego patrzę i mówi.
 - Pośpiesz się. - te słowa wyrywają mnie z transu.
 Gdy dochodzimy pod mój dom jest już ciemno. Stajemy bez słowa przed furtką przodem do siebie.
 - Dzięki za odprowadzenie i teczkę - przerywam ciszę.
 - Dzięki za pokazanie gdzie mieszkasz - mówi i uśmiecha się. - Przyjdę po ciebie jutro przed szkołą i razem pobiegniemy do szkoły, ok?
 - Dobra. - odpowiadam i już chcę pójść kiedy Scott chwyta mnie za rękę.
 - Byłbym zapomniał. To dla ciebie na znak zgody - podaję mi pudełko. Otwieram je i nieruchomieję. W środku jest piękny naszyjnik z kamieniem. Kosztował chyba bardzo dużo. Chłopak wyciąga go i odpina zapięcie. - Mogę? - kiwam głową, a on podnosi mi włosy i daje na ramie, a potem płynnie zakłada i zapina mi naszyjnik na szyi. - Teraz mi wybaczysz?
 Nie umiem nic powiedzieć więc tylko kiwam głową. Scott uśmiecha się jeszcze bardziej i odsłania rząd białych zębów. Żegna się a ja wracam do domu.
 Mama mówi, że mój obiad jest w mikrofali i żebym go sobie odgrzała. Nie lubię schabowego, to ulubione danie Katy, a mi mama zawsze wtedy gdy jest, robi osobny obiad. Zjadam szybko i idę na górę się umyć. Biorę szybki prysznic, myję zęby i kładę się spać.

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 2

 "Bip-bip-bip..." Nie mam siły podnieść ręki i wyłączyć budzika, jestem wyczerpana. Na samą myśl o szkole wszystko mnie boli. Po kilku minutach udaje mi się podnieść do pozycji siedzącej i uciszyć to przeklęte urządzenie. Siedzę po turecku i z wielkim trudem wstaje. Mam straszne zakwasy od wczorajszego biegu. Już jakiś czas nie biegałam tak szybko i to jeszcze na taką odległość. Idę do łazienki, ale okazuje się zajęta.
 - Chwila - słyszę głos Katy. Jest jakiś inny, ale to pewnie dla tego że jest dopiero 6:30. Odkąd pamiętam zawsze to ja byłam rannym ptaszkiem a ona spała dopóki jej nie zrzuciłam z łóżka.
 - Gratuluję ci, że tak wcześnie wstałaś, ale pośpiesz się. - mówię do niej przez drzwi.
 - Przecież mówię " chwila". - odpowiada zimnym, szorstkim głosem.
 - Dobra, dobra. Nie denerwuj się. - rzucam szybko i odchodzę od drzwi.
 Wróciłam do pokoju i czekałam aż wyjdzie. Nie minęło pięć minut a ona wypadła z łazienki jak torpeda i zatrzasnęła drzwi do pokoju.
 Po wzięciu krótkiego prysznica idę do pokoju by wymyślić co mogę ubrać. Decyduję się na luźną, białą bluzkę z czarnym napisem "LOVE", krótkie spodenki jeansowe. Włosy upinam w wysokiego kucyka, biorę torbę z książkami, którą przepakowałam czekając na łazienkę i schodzę boso na dół na śniadanie. Przeważnie ich nie jem ale dziś jestem wyjątkowo głodna. W kuchni była już Katy i jadła kanapkę, przez co też sobie taką postanowiłam zrobić.
 Siostra wygląda jakby całe życie z niej uszło. Jest strasznie blada, a ja nie wytrzymuję.
 - Katy jesteś strasznie blada.. dobrze się czujesz?
 - Tak, tak dobrze się czuje.. ja nie jestem blada...tylko się nie wymalowałam. - odpowiada, a ja jestem zdezorientowana, nie widziałam jej już długo bez makijażu, ale czuję że coś jest nie tak. Nie chcę się kłócić, więc zostawiam ją w spokoju.
  Ubieram sandały i przewieszając torbę przez ramię wychodzę z domu. Nie czekam na autobus jak siostra tylko wolę pójść pieszo. Do szkoły mam sześć kilometrów a cztery z nich to droga przez skraj lasu. Lubię spacery więc mi to nie przeszkadza a wciąż jest pięćdziesiąt minut do lekcji i zdecydowałam że pobiegnę.
 Po dwudziestu minutach niezbyt szybkiego biegu słyszę kogoś za sobą. Nie zwracam na to uwagi ale po chwili czuję czyjś uścisk na nadgarstku. Zatrzymuję się by zobaczyć kto mnie trzyma i wydaje mi się, że zaraz padnę. To znowu jest Scott. Mam już go dosyć po wczoraj.
 - Zostawisz mnie w spokoju? - pytam ze wściekłością w głosie którą nawet on musi zauważyć.
 - Też się cieszę na twój widok. - odpowiada z uśmiechem na twarzy.
 - Dlaczego za mną biegniesz?
 - Ja tylko zmierzam do szkoły. To nie moja wina że mamy tą samą drogę.
 Ma rację, to nie jego wina, a ja nie powinnam mówić niektórych rzeczy zbyt pochopnie. Do najbliższych domów zostały ok. dwa kilometry, więc bez zastanowienia pobiegnę, wyrywając przy tym mój nadgarstek z jego uścisku. Zostaje w tyle, ale po chwili znów rusza. Jest szybszy ode mnie i zaczyna mnie doganiać.
 - Lucy, poczekaj - woła za mną - ja chce cię przeprosić za wczoraj.
  Nieruchomieję. Nie spodziewałam się tych słów od niego.
 - Tak? To słucham - odwracam się w jego stronę i czekam aż dobiegnie.
 - Okej, przepraszam za moje wczorajsze słowa. Może być?
 - Widzę, że nie myślałeś na tym długo.
 - Oj no weź. Czy ty wiesz jak to jest dla mnie trudne? Ja nie przepraszam dziewczyn, przeważnie to one się do mnie kleją.
 Patrzę na niego i myślę co mam powiedzieć.
 - To co? Wybaczysz mi? - patrzy na mnie tymi swoimi czarnymi jak smoła oczami. Boję się, że jeśli w nie spojrzę to on przejmie nade mną kontrolę.
 - Zastanowię się - mówię to, żeby nie stać tam jak głupia.
 - A ja do tego czasu będę ciągle za tobą chodził.
 - Nie ma mowy, nie pozwolę na to.
 - To mi wybacz.
 - Dlaczego ci tak na tym zależy? Założyłeś się z kimś? Jak tak to znajdźcie innego kozła ofiarnego - odwracam się ponownie i zaczynam biec do szkoły, ale on nie daje za wygraną i biegnie obok mnie.
 - Z nikim się nie założyłem.
 - Więc po co to robisz?
 - Wolę jak dziewczyny mnie kochają, a nie nienawidzą.
 - Czyli jestem kolejną dziewczyną którą chcesz w sobie rozkochać a potem zostawić? - teraz to już nie wytrzymałam, ciekawe co ma na swoją obronę.
 - Nie, ty mnie zainteresowałaś. - odpowiada z powagą.
 - Niby czym?
 - A tym, że oparłaś się moim oczom, co się rzadko zdarza - ma racje, co do oczu. Nikt się nim nie oprze a jednak jakimś cudem mi się to udało.
 - Tylko dlatego?
 - Jesteś też całkiem ładna.
 - "Całkiem"? To miał być komplement?
 - Tak, bo nie powiem że pociągasz biustem, ponieważ go nie masz - mówi i się uśmiecha.
 - Uważaj bo będziesz musiał znowu przepraszać. - ostrzegam.
 - Dobra, już nic nie mówię.
 Przez resztę biegu do szkoły się do siebie nie odzywamy, aż do szkoły. Udaje nam się dotrzeć minutę przed dzwonkiem. Na szczęście pierwszy jest hiszpański i nie muszę go oglądać. Siadam w ławce przy oknie i zaczynam przez nie wyglądać w poszukiwaniu ptaków na drzewie, które rośnie kilkanaście metrów dalej.