poniedziałek, 21 listopada 2016

Wattpad

Uwaga. Rozdziały są także dostępne na wattpadzie, pod tym linkiem jest mój profil. Serdecznie zapraszam, a kolejne rozdziały będą dodawane równo tu i tam jak tylko tam dojdę do aktualnego stanu na blogspocie.
Dziękuję wszystkim cierpliwym czytelnikom <3

~Lucy

niedziela, 18 września 2016

Rozdział 10

  - Zapłacisz za to, co zrobił mi twój ojciec - potworny głos rozbrzmiewa echem w mojej głowie. Jednym szybkim ruchem zostaję uderzona ogonem potwora i wypadam przez okno.
 Lecę w dół, wiatr próbuje i próbuje mnie utrzymać w górze ale za nic mu się to nie udaje. Ciągle spadam, serce łomocze mi w piersi. Spoglądam w miejsce gdzie się zaraz znajdę, lecz ku mojemu zaskoczeniu nie znajduje się tam ziemia, a czerwona ciecz. Po co ja otwierałam oczy, po co w ogóle wychodziłam z pokoju. Gdyby nie ten mój brak rozsądku, teraz nie byłabym bliska śmierci. Chociaż kto wie. Może jeśli zostałabym w komnacie to zamiast spalić się w lawie, konałabym powoli w uściskach demonów. Na tą chwilę żadna z opcji nie wydaje mi się lepsza od drugiej, ale no cóż, wyboru dokonałam parę godzin temu i teraz jedynie mogę spadać i marzyć, że w jakiś magiczny sposób wyrosną mi zaraz skrzydła. A no tak! Przecież jestem aniołem! Może nie czystej krwi, ale zawsze warto spróbować.
 Z całej siły próbuję wyobrazić sobie skrzydła oraz to jak latam. Do śmierci jest coraz bliżej, a żadne pióra się nie ukazują. Muszę się bardziej wysilić. Muszę. Muszę. Po prostu muszę. Nagle czuję przeszywający ból w okolicy łopatek. Jakby ktoś mi rozcinał skórę i próbował wyrwać kości oraz mięśnie. Nigdy nie czułam czegoś tak okropnego, ale udało się. Tylko teraz jak ich użyć? Z wielkim wysiłkiem zaczynam nimi ruszać - góra, dół, góra, dół i tak w kółko. Powoli zwalniam, lecz niestety trochę już na to za późno. Potworny ból rozdziela mnie począwszy od stóp coraz wyżej. Jakby ktoś podpalał moje ciało i przykładał do niego rozżarzony węgiel równocześnie. Jeśli myślisz, że zbyt gorąca woda w wannie jest bolesna, spróbuj podgrzać ja do wrzenia i wtedy zamoczyć stopy. To jest mniej więcej jeden procent tego co czuję teraz.

***

 Dziwne, ale już nie czuję bólu, za to otacza mnie ciemność. Musi minąć parę chwil nim orientuję się, że mam po prostu zamknięte oczy. Powieki są takie ciężkie, jakby ważyły tonę. Z wielkim trudem udaje mi się je unieść ale od razu opadają. Nie z powodu wysiłku jaki mi to sprawia, lecz dlatego, że jasność jest nie do wytrzymania. Mija jakiś czas nim znowu podejmuję się próby otworzenia oczu. Tym razem idzie to sprawniej, ale niestety znowu pojawia się ten okropny blask. Na szczęście tym razem jestem na niego przygotowana.
 Z podniesieniem się do pozycji się siedzącej też nie jest łatwo, pomimo to po kilku, albo nawet kilkunastu podejściach daję radę. Po woli zaczynam przyzwyczajać się do jasności jaka jest wokół mnie. Przede mną znajduje się biała ściana z białymi drzwiami. Po prawej, po lewej i za mną też są białe ściany. Nade mną jest biały sufit, a pode mną biała podłoga. Siedzę na białym łóżku jeśli mogę to tak nazwać. Mam na sobie białą tunikę która ledwo zasłania najważniejsze części ciała.
 Zdobywam się na odwagę i próbuję stanąć na podłodze rękami dalej podpierając się "łóżka". Moje nogi drżą i zaczyna się od nich rozchodzić przenikliwe zimno. Kiedy już czuję, że ciało zaczyna mnie słuchać, patrzę na białą podłogę i dostrzegam tam coś, co odstaje od wszystkiego - czerwoną plamę. Zaraz obok niej pojawia się kolejna i kolejna tym razem w kolorze bordowym. Mój umysł nie pojmuje tego co to jest dopóki świat nie zaczyna wirować. Odpycham się z całej siły od miejsca na którym leżałam i staram się dobiec do drzwi niestety już po paru krokach moje nogi się uginają, a ja padam na podłogę. Ostatnie co widzę to parę osób wpadających do pomieszczenia i kiedy powieki opadają słyszę tylko ich krzyki mówiące, żeby mnie stad zabrać i opatrzyć.

***

 Tym razem czuję ciepło i przyjemny zapach który mogłabym wciągać jak narkotyk. Moją głowa spoczywa na czymś twardym ale jednocześnie wygodnym. Pomimo bólu jaki mi doskwiera w plecach, jest mi bardzo przyjemnie i wygodnie.
 - Czyżby moja księżniczka już się obudziła? - ciepły, donośny, męski głos zaczął rozchodzić się w mojej głowie i już wiem na czym leżę. Próbuję się wyszarpnąć z jego objęć, ale on trzyma mnie mocno. - Nie radzę ci się na razie zbytnio ruszać księżniczko. Kiedy wyleciałaś przez okno nie zdążyłem cię złapać i wpadłaś do lawy. Na szczęście jako iż posiadasz anielską krew twoje poparzenia zdołały się już w większości zagoić, lecz twoja próba wzbicia się w powietrze na skrzydłach skończyła się ich brakiem. Spaliły się doszczętnie. Kiedyś ci odrosną ale nikt nie wie kiedy i czy na pewno. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłbym czegoś takiego. Przykro mi - nie czułam złośliwości ani ironii w jego głosie, a smutek i współczucie. - Jedyne co ci po nich zostało, to bolesne ślady które nie znikną aż skrzydła ci nie zaczną odrastać.
 - Czy wyglądają one bardzo źle?
 - Nie. Nie powinnaś się tym przejmować.
 - Pomóż mi wstać, chcę zobaczyć - próbuję się podnieść, jednak Scott przybija mnie z powrotem do łóżka - Przestań! Chcę zobaczyć czy na prawdę nie ma czym się przejmować - nie czekając na jego reakcję w miarę szybko schodzę z łóżka.
 Rozglądam się po pomieszczeniu i dopiero teraz do mnie dociera, że to nie jest mój pokój. Zamiast ciemnofioletowych ścian są czarne, tak jak prawie wszystko, poza dywanem w kolorze krwistej czerwieni. Ta  sypialnia jest chyba dwa razy większa od tej, którą ja dostałam, a na łóżku zmieściło by się z pięć dziewczyn na raz plus właściciel i nie jestem pewna, czy już nawet nie próbował większej ilości. Po chwili obserwacji zauważam cztery pary drzwi. Jedne prowadzą na balkon, drugie do wyjścia, trzecie pewnie do łazienki a czwarte najpewniej do garderoby.
 Wybieram drzwi z ciemnego drewna i biegnę do nich, ale nim docieram zostają one zablokowane przez diabła.
 - Jeśli chcesz tam wejść, to tylko ze mną - uśmiecha się złośliwie przy wypowiadaniu tych słów.
 - Zamknij się i przesuń. Nie mam nastroju na te twoje gierki - odpowiadam starając się dodać jadu do słów.
 - W takim razie przepuszczę cię samą jeśli dostanę od ciebie coś w zamian.
 Już ja wiem co on chciałby dostać. Odchodzę lekko do tyłu i pokazuję mu żeby zrobił to samo. Kiedy się zatrzymuję, on momentalnie jest przy mnie. Każę mu zamknąć oczy, na co on początkowo nie reaguje ale już po chwili robi to o co go proszę i w tym samym momencie wykorzystuję okazję i wbiegam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Parę sekund później słyszę jak Scott przeklina i krzyczy, że mu za to zapłacę jak tylko wyjdę.
 Rozbieram się i już po chwili wchodzę do wanny, do której nalałam chwilę wcześniej wody. Czuję jak otula mnie ona swoim ciepłem i jak stara się ukoić mój ból. Udaje jej się to na początku, ale im dłużej siedzę tym coraz bardziej ból i szczypanie na plecach powraca. Kiedy staje się to już nie do zniesienia wychodzę i opatulam się czarnym ręcznikiem. Na jednej ze ścian wisi lustro i chwilę zastanawiam się czy powinnam, albo raczej czy chcę to robić. Jednak ciekawość bierze górę i już po paru sekundach stoję tyłem do zwierciadła i oglądam to co zostało z moich skrzydeł. Śmieszne.. nigdy nie myślałam, że będę mieć skrzydła a co gorsza, że je stracę tak szybko. Teraz to nawet nie jestem pewna czy one naprawdę były na tyle wielkie by mnie unieść, bo widok dwóch poszarpanych ran na plecach na to nie wskazuje.
 Szybko orientuję się, że nie mam nic na przebranie a poprzednie ubranie jest po części we krwi, a to oznacza wyjście do tego zboka w ręczniku. Staję przy drzwiach ponownie owinięta w ręcznik i nasłuchuję czy on dalej tam jest. Po paru minutach ciszy odważam się wyjrzeć, lecz kiedy nikogo nie zauważam w pokoju wychodzę.
 - No, no. Nie słyszałaś żeby nie kusić diabła?




 Wróciłam, a to oznacza napływ weny i czasu. Rozdział starałam się napisać beż większych błędów, ale jeśli coś zauważycie to piszcie w komentarzach. Postanowiłam opublikować to opowiadanie także na wattpadzie pod tytułem "My new life", gdzie rozdziały będą krótsze, za to szybciej, co nie znaczy, że tutaj przestane publikować. Dziękuję wszystkim, którzy pojawiali się tutaj pod moją nieobecność, bo to mnie tak zmotywowało do pisania.
~Lucy

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 9

 Mam nieodparte wrażenie, że to się już kiedyś zdarzyło, a nawet całkiem niedawno. Siedzę przykuta do zimnej ściany łańcuchami, które są o rozmiar za małe. Czy tylko mi się to zdarza? Facet który mnie tu przyprowadził wyszedł gdzieś, więc mam szansę się stąd wydostać. Metal z tego co zauważam ma już swoje lata i na pewno nie jest tak wytrzymały jak u wampira. Wstaję i próbuję po raz pierwszy, nic. Po raz drugi, nic... po raz trzynasty, tak, to jest jednak szczęśliwa trzynastka.  Łańcuchy pękają, a ja nie jestem już przykuta do ściany, co prawda dalej mnie uwierają w nadgarstki ale to teraz najmniej ważne.
 Nagle drzwi się otwierają i wpada przez nie Scott. Nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej bać, ponieważ go zlekceważyłam.
 -Co ty tu robisz?! Mówiłem, że masz nie wychodzić z pokoju! - krzyczy na mnie patrząc surowym wzrokiem - Ktoś cię widz... chwila, co ty masz na rękach... no nie - zgaduję, ale te słowa nie wróżą nic dobrego. - Musimy stad spadać.
 I w tym momencie pojawia się brunet, który mnie tu przykuł.
 - Już chcecie wychodzić? Miałem nadzieję na wspólną zabawę z naszym uroczym gościem, no bo po co innego miałbyś ją tu sprowadzać.
 - Odwal się. Jak sam powiedziałeś to a ją tu przyprowadziłem i to ja zrobię z nią co zechcę - Scott patrzy na mężczyznę złym wzrokiem, ale można też zauważyć w jego oczach coś, co nie spodziewałam się ujrzeć - strach.
 - Scott, kto to jest? - pytam nie zdążając ugryźć się wcześniej w język. Czarnowłosy uśmiecha się szeroko, z rozbawieniem, pokazując szereg równych, białych zębów i kłania mi się z gracją.
 - Dawno nie spotkałem kogoś kto by nie wiedział kim jestem.  Nazywają mnie w różny sposób, ale me imię brzmi Lucyfer, władca piekieł i demonów, pan wszystkich dusz nieczystych. A jakie jest twoje imię?
 - Lu...
 - Nic mu nie mów - przerywa mi Scott. - A ty zostaw nas w spokoju - skierował słowa w kierunku ojca.
 Nie zdążam nawet mrugnąć okiem, a chłopak jest przybity do ściany z ręką mężczyzny na szyi. Przez chwilę próbuje się wyrwać ale Lucyfer uderza nim kilkakrotnie i kiedy zostaje puszczony, upada ledwo oddychając na podłogę, a napastnik zaczyna iść w moim kierunku. Jestem przerażona. Co jeśli dowie się kim jest mój ojciec? Co się ze mną stanie? 
 Podczas kiedy czarnowłosy podchodzi, ja staram się zachować dystans między nami na co on reaguje kpiącym uśmiechem. Po chwili dochodzę do okna. Nie mam jak uciec, ani nawet gdzie. Jeśli wyszłabym przez okno to najprawdopodobniej nie utrzymałabym się przy murze i spadłabym, a nawet jakbym jakimś cudem dotarła w nie tak nagły sposób na ziemię to i tak nie wiem jak wrócić do mojego świata.
 - Chyba skończyła ci się droga ucieczki. Nie martw się, na razie chcę się tylko coś o tobie dowiedzieć, ponieważ mój syn nie stawiałby mi się w obronie kogoś nic nie znaczącego. Więc na czym skończyliśmy? - znalazł się nagle niebezpiecznie blisko mnie - A no tak, pytałem jak masz na imię.
 - L-lucy - mówię cicho.
 - Po prostu Lucy?
 - Lucy Damon - odpowiadam jeszcze ciszej.
 - Ciekawie, podoba mi się to, jak się nazywasz. Jeszcze dwa pytania i pozwolę ci wrócić na jakiś czas do pokoju. Tylko mów głośniej, bo inaczej będzie kara.
 Kiwałam głową na znak, że rozumiem.
 - Pierwsze pytanie. Jak poznałaś Scotta?
 - Na lekcji w pierwszym dniu szkoły.
 - Szkoła? - mężczyzna ledwo powstrzymuje się od śmiechu - On na serio poszedł do jakiejś szkoły na Ziemi? Niesamowite. Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Kim, czym jesteś?
 - Zwykłym człowiekiem - staram się mówić głośno oraz tak, by nie wyczuł kłamstwa.
 - Bzzz... zła odpowiedź. Naprawdę myślisz, że dam się nabrać? Nie bądź śmieszna. Radzę ci, mów szczerze - jego głos jest nagle się zimny i przerażający.
 Milczę, nie mogę skłamać ani powiedzieć prawdy. Teraz to nawet nie strach, co przerażenie pochłania mnie całą.
 - Nic nie powiesz, tak? Nie martw się, są inne sposoby aby znaleźć odpowiedź na to pytanie - i w tym momencie, Lucyfer łapie mnie w swój uścisk i zaczyna gryźć w szyję. Czuję jak życiodajna siła przechodzi ze mnie do niego, lecz tym razem to nie boli tak bardzo. Po chwili odrywa się ode mnie i zaczyna śmiać. - Nie sądziłem, że coś mnie jeszcze kiedyś tak rozbawi. Jaka anielica da swojej córce imię pochodzące od imienia samego Lucyfera. Dlaczego tylko żyjesz na ziemi i nic o mnie nie wiesz? - zaczyna coś podejrzewać, ledwo co przełykam ślinę - Krew jest czysta a to oznacza, że albo jest się dzieckiem dwóch tych samych ras albo jedno z rodziców jest bardzo potężne i wysoko położone. To by wyjaśniało, dlaczego wychowywałaś się na ziemi, ale teraz bardzo mnie ciekawi kim jest twój ojciec, bo tylko ojciec mógłby tak zostawić potomka.
 Moje serce bije coraz szybciej. Ręce zaczynają mi drżeć. Żołądek podchodzi mi do gardła, a on mówi tylko parę słów.
 - Czyżby córka Michaela?
 Teraz to chyba serce mi stanęło. Diabeł widząc moją minę, zaczął się przemieniać. Jego oczy kolorem przypominają ogień. Takiej wściekłości w życiu nie widziałam. Nie dziwne, że zwą go najpotężniejszym demonem.
 - Zapłacisz za to co zrobił mi twój ojciec - potworny głos rozbrzmiewa echem w mojej głowie. Jednym szybkim ruchem zostaję uderzona ogonem potwora i wypadam przez okno.






Jak zawsze rozdział musi skończyć się czymś co motywuje do dalszych oczekiwań. Cieszę się za te wszystkie wizyty i oby w tym miesiącu liczba wyświetleń dobiła do 2000 a w przyszłym do 2500. Dziękuję tym, którzy tyle czekali oraz tym którzy dopiero zaczynają czytać ale zostaną ze mną pomimo rzadko dodawanych rozdziałów. Rozdziały będą pojawiać się w każdym miesiącu, zdarzy się, że częściej. Nie mówię czy na początku, czy na końcu, ale zawsze się pojawią. Przepraszam za wszystkie błędy, starałam się wszystkie wyłapać, ale jestem tylko człowiekiem. Zapraszam do komentowania, nie ważne czy Ci się spodobało, czy nie. Chcę znać Twoją opinię, aby wiedzieć co poprawić.
~Lucy

sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 8

 Ten pokój jest na prawdę imponujący. Burgundowe zasłony idealnie pasują do ciemnych, fioletowych, prawie czarnych ścian. Meble są zrobione z jakiegoś drewno o głęboko brunatnym odcieniu, za to łóżko na przekór wszystkiemu ma perłową ramę i pościel w kolorze szmaragdu. Obok niego wisi ogromne lustro w czarnej oprawie ze złotymi zdobieniami, podobnie jak wielkie wrota prowadzące do pokoju, szafy i łazienki oraz szklanych drzwi balkonowych, które niestety są zamknięte, ale nawet przez nie można było podziwiać wijące się pnącza niespotykanej, biało-czarnej, dzikiej róży okalającej barierki.
 Garderoba jest w połowie tak wielka jak mój -oby nie na długo- nowy pokój. Mieści w sobie chyba ze sto sukienek, które swoją długością powaliłyby nie jednego faceta. Większość sięga ledwo do ud, jest też paręnaście topów odsłaniających aż za dużo oraz trochę szorty zasłaniające tylko połowę tyłka. Buty w większości mają ogromne obcasy, niektóre to kozaki a inne są odkryte, jest kilka par balerin i koturnów, ale mniej niż sportowych -dobrych przyjaciół do biegania, czy też ucieczki- jedna para a może dwie.
 W toaletce są tylko ciemne cienie, za to połowa szminek ma mocno czerwony kolor. Czy tu wszystko jest w dziwkowatym stylu? Jednym z niewielu plusów tutaj jest biżuteria. Tylu klejnotów w życiu nie śniło mi się mieć. Musiało to kosztować niemało pieniędzy, no przynajmniej dla mnie. On jako syn władcy piekieł ma wszystko czego dusza zapragnie, jeśli w ogóle ją ma.
 Tak właściwie, to gdzie ja do cholery utknęłam? W piekle? Nie zdziwiłoby mnie to nawet w najmniejszym stopniu. Martwię się tylko o to, co ze mną dalej będzie. Jestem w obcym miejscu wśród obcych stworzeń, które -jak zapewniał Scott- zabiją mnie jeśli opuszczę pokój. Cała ta sytuacja mnie przytłacza, ale nie mogę dać po sobie poznać tej niepewności, strachu, to mogłoby mnie zgubić. Ciekawe co teraz robi Katy z mamą, szukają mnie? Dały już sobie z tym spokój? Dlaczego to musiało się akurat mi przytrafić, a nie siostrze. Jest starsza i lubi takie klimaty, za to ja nigdy nie odważyłabym ubrać coś tak skąpego i umalować się, a co dopiero tak mocno.
 Biorę szybki prysznic w łazience wykonanej z czarnych i bordowych płytek. Jest podobna wielkością co garderoba, mieści w sobie ogromną wannę z jacuzzi, która mogłaby pomieścić trzy osoby, nowoczesny prysznic z szybami weneckimi, parę szafek zapewne z ręcznikami i przyborami do mycia ciała i oczyszczania twarzy. Nad umywalką wisi duże, czyste lustro i oczywiście, jak przystało na łazienkę, w rogu znajduje się kibel. Po wyjściu z niej wyciągam z szafy czarną sukienkę sięgającą do ud, bez ramiączek. Suknia zwęża się tali a dalej rozszerza, dając luz nogom. Na nią zakładam czarną, skórzaną kurtkę, a na nogi wysokie kozaki za kolana. Kiedy siadłam przed toaletką postanowiłam, że wypróbuje tutejsze kosmetyki i od razu wzięłam się do roboty.
 Skończywszy wszystkie zabiegi stanęłam przed lustrem patrząc na zupełnie inną osobę. Zdziwione oczy z czarnymi kreskami zakończonymi jaskółkami i bordowo-czarnymi cieniami pasowały do krwistoczerwonych ust na tle lekko opalonej twarzy. Włosy zostały upięte w koka, z którego wystawało parę kosmyków zakręconych lokówką (tak, lokówka też tam była). Patrzyłam na dziewczynę i nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę ja -niewinna Lucy Damon, która nigdy nie odważyłaby się ubrać w takie ciuchy i zrobić tak mocny makijaż. Jak mogłam do tego dopuścić? Gdybym nie poznała Scotta to nic by się nie zmieniło, pozostałabym tą samą wesołą, naturalną nastolatką bez żadnych problemów. Skoro już jestem myślami przy nim to ciekawi mnie czy mówił prawdę z tymi demonami, ale nie dowiem się jeśli sama ich nie zobaczę.
 Po chwili przyglądania się własnemu odbiciu kieruję się do drzwi. Na moje szczęście nikt ich nie zamknął, więc trochę je otwieram i wślizguję się na korytarz pokryty szarym marmurem, na którego ścianach co jakiś czas widnieją lampy, a w różnych odstępach wejścia do innych pokoi. Idę ostrożnie stawiając każdy kolejny krok i obserwuję obrazy przedstawiające dziwne postacie. Większość ma kształt człowieka, ale z głowy wyrastają im rogi, a za nimi wił się ogon. Twarze są wyzbyte wszelkich uczuć i emocji, a oczy są jeszcze gorsze - czerwone oraz czarne tęczówki patrzą zimnym wzrokiem przyprawiając moje ciało o dreszcze. Na każdym kroku czuję się obserwowana i najgorsze w tym jest to, że nie mogę nic zrobić. Staram się, by moje kroki były niesłyszalne, ale kto wie jak doby słuch mają demony.
  Nagle drzwi parę metrów przede mną zaczynają się otwierać, za to ja nieruchomieję. Serce wali mi jak oszalałe, nie jestem zdolna do jakiegokolwiek ruchu, na szczęście nie trwa to zbyt długo. Już po minucie biegnę z powrotem do swojego pokoju, ale nie pamiętam za bardzo, który to jest. Niestety nie mam nawet czasu o tym głębiej pomyśleć, ponieważ ktoś łapie mnie od tyłu i przygwożdża do ściany. Robi to z taką siłą, że aż mnie przyćmiewa.
 - Zobaczmy kogo tu mamy - ciepły, ale szorstki głos rozlega się w moich uszach.
Głowę mam opuszczoną, więc nie widzę sprawcy, lecz nawet głupi by się domyślił, kto to jest. Demon, diabeł, potwór. Nieważne jak się to nazwie, dalej się boję. Mężczyzna (domyśliłam się po budowie ciała) złapał ręką mój podbródek i pewnym ruchem podnosił do góry. Wygląda nieziemsko, czarne włosy świetnie współgrają z bordowymi oczami.
 - Całkiem niezłą masz twarz, nie nadzwyczajną, ale niezłą. Skąd się tu wzięłaś?
 Strach mnie znowu ogarnia. Teraz wiem, że nie mogę sobie pozwolić na głupi numer.
 - N-n-nie wiem. Scott mnie tu zabrał.
 - Dziwne. Zwykle nie sprowadza ludzi. Musisz mieć coś w sobie, że to zrobił, a ja z wielką chęcią pogram mu na nerwach. Idziesz ze mną. - Próba oparcia nic mi nie dała. Szybkim ruchem zostaję przerzucona przez ranię jak worek kartofli.
 Idziemy teraz prosto do wielkich wrót. Nie chcę nawet myśleć co może tam być. Kiedy już tylko znaleźliśmy się w pomieszczeniu demon rzuca mną parę metrów dalej (aż dziwne, że nie doznaję żadnych obrażeń) i patrzy na mnie. Dlaczego siła i chęć do walki tak szybko mi znika w takim momencie? On się przybliża, a ja nic nie mogę na to poradzić, to naprawdę dobijające. Łapie mnie za ręce i zaczyna ciągnąć w stronę ściany, na której zauważam metalowy łańcuch, podobny do tego, jaki miał Eric (czy w tych czasach każdy ma takie u siebie?). Bez pośpiechu chłopak przypina mnie nimi -niestety są trochę ciaśniejsze i krótsze niż te wampira. Na sam koniec mężczyzna urywa mi dół sukienki i zatyka usta. To co teraz czuję ciężko mi opisać. Najbardziej miota mną poczucie niższości i przegrania. Ciężko mi zachować oddech, ale nie daję jeszcze lecieć łzą. To by mnie totalnie dobiło.
 - No, to teraz poczekamy tutaj razem na Scott'a - triumfalny uśmiech zagościł na jego twarzy.





 Ufff... skończone. Chciałabym podziękować Klaudia99 za to, że dzięki niej ten rozdział ma po pierwsze mniej błędów, a po drugie jest w jednym czasie (przynajmniej powinien być :P). Mam nadzieję, że wam się spodoba ponieważ wzięłam sobie do serca wasze komentarze i starałam się by wszystko co wam się nie spodobało, zostało wyrzucone w diabły. Dałam więcej opisów (co pewnie zauważyliście) oraz nie powinno być niewyjaśnionych zmian miejsc czy akcji. Jeszcze raz dziękuję Klaudia99, bo bez ciebie nie zabrakłoby czasu przeszłego ;) Zapraszam na jej bloga, myślę, że wam się spodoba :*
~Lucy

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 7

  Zimno, strach, ból, smutek, może nawet rozpacz. Tylko te uczucia mi teraz towarzyszą. Siedzę nie ruszając się w tym więzieniu już tyle czasu. Kiedy ktoś wreszcie mnie obudzi i powie "Nie martw się, to tylko zły sen"? Nie dam rady się stąd wydostać, wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem. Łańcuch jest strasznie mocny i mam całe obolałe nadgarstki, ale muszę znowu spróbować go zerwać. Wstaję i zawroty głowy ponownie powalają mnie na ziemię przy czym rozwalam sobie kolano, z którego wycieka gęsta czerwona substancja. No super, nie dość że już mam niedobór krwi to jeszcze ta rana. A jakby tego było mało to jedyne wejście i jednocześnie wyjście z tą się otwiera. Ledwo co utrzymuje łzy. Nie mam zamiaru znosić kolejnego bólu.
  - Czyżbyś próbowała się wydostać? - zimny i donośny głos roznosił się po pomieszczeniu.
  Eric podszedł do mnie, chwycił za brodę i uniósł do góry. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale jest naprawdę przystojny - Nie licz na to. Te łańcuchy mogą utrzymać wilkołaka w czasie pełni, więc z tobą na pewno dadzą radę.
  Wybuchnął głębokim śmiechem, który rozniósł się po pomieszczeniu. W oczach pojawiały mi się już pierwsze krople, puścił moją głowę a ona opadła mimowolnie. Oby on już wyszedł, nie mam zamiaru pokazywać mu słabości.
  Nagły huk pozwala mi na kopnięcie wampira i odsunięcie się od niego. Rozglądam się po pomieszczeniu szukając powodu hałasu i w tym momencie w ścianie za mną pojawiła się wielka dziura, co oczywiste nie sama z siebie. Weszło przez nią coś w kształcie człowieka. Miało czerwone oczy wyraźnie widoczne wśród opadającego pyłu, z tyłu niego wlókł się ogon a końcówki palców zaostrzały się w pazury. Moje ciało ogarnął strach, nie mogłam się ruszyć. Stworzenie rzuciło się na Erica i zaczęło go rozszarpywać. Nie zniosę tego widoku, ale jestem cała sparaliżowana i zamiast odwrócić wzrok tylko patrzyłam jak skóra wampira zostaje zdzierana. Chłopak próbuje się bronić ale na nic mu się to zdało, jego ręce oraz nogi zostały oderwane za pomocą ogona bestii. Wszędzie w około latały flaki ofiary. Chwilę później do pokoju wpadło parę innych krwiopic, niestety żadna nie dała sobie rady z monstrum. Moja psychika tego nie wytrzymała, obraz stracił ostrość i dźwięki przestały do mnie docierać.

***

  - Wstawaj mój aniołku - głęboki męski głos rozbrzmiewał w mojej głowie. Łatwo było rozpoznać
mówce. Otworzyłam oczy i odskoczyłam do tyłu waląc plecami o twardą ścianę. Znowu jestem w jakimś obcym pomieszczeniu i do tego leżałam na łóżku a obok mnie siedział Scott.
  - Gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? - Chłopak wstał i podszedł bliżej mnie.
  - Nawet jeśli powiem gdzie jesteś to nic ci to nie da, a co do drugiego pytania, uratowałem cię od tego słabego wampira - w tym momencie powróciła do mnie część wspomnień - więc jestem twoim wybawicielem.
  - I co? Liczysz na to, że zaraz rzucę się na ciebie, zacznę całować dziękować ci za zabranie mnie do jakiegoś dziwnego miejsca, które nawet nie wiem jak się nazywa, bo nie chcesz mi tego zdradzić?! - Zauważyłam na jego twarzy chytry uśmiech.
  - No coś by mi się należało - czarnowłosy zbliżył się niebezpiecznie blisko do mnie, w szczególności do twarzy, za co oberwał poduszką.- Osz ty mała - chłopak skoczył na mnie, złapał ręce i przybił je swoimi do ściany, dodatkowo usiadł tak, że nie dałam rady ruszać tez nogami.
  - Złaź ze mnie! - wrzeszczałam, próbując się wyrwać jak tylko mogłam ale bez skutecznie.
  - Albo sama się uciszysz, albo pomogę ci w tym. - uśmiechną się jeszcze szerzej odsłaniają rząd białych jak śnieg zębów. Umilkłam, bojąc się tej jego "pomocy" - Od razu lepiej, radze żebyś tak wytrzymała, bo jakikolwiek pisk może się źle skończyć.
  W tym momencie, zauważyłam w nim coś niepokojącego. Jego zęby. Trójki były dłuższe i zaostrzone w przeciwieństwie do pozostałych. Serce mi zaczęło bić coraz szybciej na co on tylko się zaśmiał. Wiedziałam już co teraz nastąpi, jak mogłam mu pozwolić jakkolwiek się do mnie zbliżyć. Znowu spróbowałam się uwolnić ale jego uścisk był zbyt mocny, moją złość na chłopaka zastąpił paraliżujący strach. Najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać. Czy zrobi to delikatnie, czy wręcz na odwrót, mianowicie tak, by przez moje ciało przeszedł ból. Jego głowa znajdowała się tuż przy mojej szyi. Poczułam jak jego delikatne usta przesuwają się szukając dobrego miejsca do wbicia i stało się, niestety zadając mi przy tym okropne cierpienie.
  Nie wiem czy to trwało parę sekund, minut czy godzin, ale kiedy skończył, ledwo co oddychałam. Nawet się nie zorientowałam, że co jakiś czas wstrzymywałam oddech. Chłopak odsunął się trochę ode mnie dają mi trochę swobody. Ręce opadły mi wzdłuż ciała a wzrok skierowałam na niego.
  - Nie przypuszczałem nigdy, że może istnieć tak słodka krew - na jego twarzy znów widniał uśmiech i wyraz zadowolenia- To zdumiewające jak ten niższej klasy osobnik zdołał się jej oprzeć.
  - Zamknij się. - powiedziałam mu słabym głosem.
  - O, czyli jednak jeszcze nie zmądrzałaś i dalej będziesz pyskować? Musisz się w końcu nauczyć że ze mną się nie zadziera.
  - Czym ty do cholery jesteś? Bo na wampira nie wyglądasz.
  - Dobre pytanie. Jestem Scott, syn najwyższego z diabłów i władcy piekła Lucyfera oraz potężnej demonicy Lilith. Za to ty jesteś córką Archanioła Michaela, jednego z wyższych aniołów, dowódcy niebiańskiej armii. Lepiej żeby mój ojciec się o tym nie dowiedział bo popadniesz w wieczne cierpienie, czego byś nie chciała - otwarłam szeroko oczy ze zdumienia, ale pozostałam w milczeniu - To wyjaśnia dlaczego twoja krew jest aż tak dobra. A skoro masz jak widać za dużo energii to pasowałoby jej trochę ubyć - chłopak znowu spróbował się zbliżyć na co mu nie pozwoliłam mocnym uderzeniem w twarz resztką siły, co go lekko zdezorientowało, ale zaraz później wstał i już po paru sekundach był przy wielkich drzwiach - Tym razem ujdzie ci płazem to co zrobiłaś, ale nie zawsze będę taki łaskawy - "Łaskawy? Chyba sobie kpisz!" - krzyczały moje myśli - a ty nie waż mi się stąd wychodzić. Dopóki tu jesteś nikt cie nie zaatakuje, ale kiedy będziesz poza tą bezpieczną przestrzenią nie gwarantuję, że przeżyjesz. Inne diabły i demony nie wiedzą o tobie, więc radzę ci zostać w tym schronieniu, które uważasz za "więzienie" niż wychodzić tam - wskazał ręką na wyjście - podając się im wszystkim jak na tacy. Po drugiej stronie masz własną łazienkę i szafę. Rób co chcesz, ale pamiętaj o tym co ci powiedziałem - po tych słowach wyszedł i zostawił mnie samą w ogromnym pokoju.





 Cześć wszystkim. Z góry przepraszam za opóźnienia, ale najpierw nie miałam internetu, później czasu, jeszcze do tego miałam karę na 2 tygodnie i przez ostatni czas w ogóle mi nie pasowało to co pisałam, więc co chwila zmieniałam. Wprowadziłam dużą zmianę w opowiadaniu. Teraz akcja już nie odbywa się w tych samych miejscach i pewnie już każdy się domyślił gdzie trafiła główna bohaterka. Napiszcie co myślicie o tym pomyśle. Następny rozdział zaplanowałam na andrzejki, ponieważ te nagłe zmiany w opowiadaniu dały mi burzę pomysłów. Domyślam się, że wiele osób stwierdzi, iż zbyt rzadko dodaje rozdziały ale dalej będę pisać dla tych którym to nie przeszkadza aż tak bardzo. Pamiętajcie o tym jak komentarze motywują do działania :)

Pozdrawiam wszystkich czytelników :*.
~Lucy

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 6

  Zaczęli się do mnie zbliżać z triumfalnym uśmiechem na twarzy a ich oczy zmieniły barwę na szkarłatną czerwień. Stach kompletnie sparaliżował mój umysł, nie jestem w stanie nic wymyślić, jak może mi to robić moja starsza siostra. Eric siadł na mnie okrakiem tak, że nie mogłam ruszać nogami i dał drugiemu wampirowi znak głową żeby zaczął. Filip już po chwili kucał obok mnie z ustami przyłożonymi do mojej szyi. I stało się, poczułam wszechogarniający ból począwszy od miejsca ugryzienia skończywszy na palcach u stóp. Czerwonowłosy wampir przyłączył się do kolegi ale ugryzł mnie trochę nad piersią a mi zrobiło się słabo. Cały świat stracił ostrość, moje myśli powędrowały do Scott'a, że na pewno zaraz tu wpadnie i mnie uratuje, ale zamiast tego usłyszałam zimny głos siostry.
  - Wystarczy tego dobrego -oderwała ode mnie oby dwa wampiry i popchnęła kawałek dalej jeszcze chwila a z mojej siostry zostanie zimny trup.
  - Czemu nie mówiłaś, że ona ma taką pyszną krew, sama spróbuj a nie dasz rady się opanować, zważywszy na twój wiek - Katy posłała mu krzywy uśmiech i podniosła mnie na nogi jakbym nic nie ważyła. Za to mi świat urządził karuzelę.
  - Eric'u weź ją na plecy i zanieś do jej pokoju, to ten naprzeciwko mojego, a ja z Filipem zaraz dołączymy.
  Wampir zarzucił mnie sobie na plecy mówiąc, żebym się mocno trzymała i z niesamowitą prędkością pobiegł w stronę mojego domu. Wiatr targał moimi włosami na wszystkie strony, czułam jak uśmiech sam wpływa na moją twarz, ale jedna myśl nie dawała mi spokoju - dlaczego on bił się ze Scottem i co się stało po tym jak zemdlałam. Wiem tylko tyle że Scott przyniósł mnie do domu i odstawił do łóżka, lecz nie chciał mi powiedzieć co się tam wydarzyło. Mamie powiedziałam, że wróciłam późno, więc nie chciałam jej budzić, a ona w to uwierzyła. Nienawidziłam jej okłamywać.
  Po paru minutach zrozumiałam, że coś jest nie tak. zaczęłam pytać gdzie jesteśmy, a kiedy nie odpowiedział krzyczałam żeby odstawił mnie do domu. Chłopak udawał głuchego i tylko przyśpieszył, a mi powróciły zawroty głowy. Chwilę po tym cały mój obraz spowiła ciemność.

***

  - Gdzie jest Lucy?- spytałem groźnym tomem - Co jej zrobiliście?
  Zaraz po moim wypadzie na przekąskę wróciłem sprawdzić co z Lucy. Bałem się o tą dziewczynę, przez ostatnie kilka dni myślałem tylko o niej, a wtedy zostawiłem ją w pobliżu wampirów, bez żadnych wyjaśnień. Kiedy zobaczyłem, albo raczej nie zobaczyłem jej przy moim motorze od razu zrozumiałem, że musiało się coś stać, więc pobiegłem prosto do jej siostry i przybiłem ją do drzewa trzymając ręką za szyję, po tym jak powaliłem jej chłopaka i stanąłem mu nogą na piersi.
  - Jest bezpieczna - Katy ledwo łapała oddech więc poluźniłem trochę uchwyt by mogła swobodnie mówić, ale nie na tyle żeby mogła się wyzwolić - siedzi pewnie teraz w domu i czeka na nas.
  - Jak to "siedzi w domu"?! Niby jak skoro oboje tu jesteście?!
  - Zabrał ją ok. pół godziny temu nasz znajomy.
  - Jego imię.
  - Eric.
  Wszystko się we mnie zagotowało. Rzuciłem dziewczyną o ziemię. Myślałem, że nie wyczuł przy ostatnim spotkaniu z nią kim był jej ojciec. Teraz całe moje staranie, żeby nikt mi jej nie odebrał poszło na marne. Znając Eric'a już dawno zdążył ją zabrać gdzieś daleko, lecz najbardziej obawiał się reakcji dziewczyny na to wszystko.
  - Skazałaś swoją siostrę na strach i cierpienie!
  Młoda wampirzyca przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi dając do zrozumienia, że nie wie o co mi chodzi.
  - Eric pragnie jej niezwykłej krwi, tylko dla czego nie zabrał ciebie? Przecież jesteście siostrami.
  - Mamy różnych ojców. Mój zostawił nas kiedy się okazało, że Lucy jest córką kogoś innego. Mama nigdy jej nie mówiła, ale co jest w tym takiego dziwnego?
  - Lepiej zacznijmy szukanie jej, a ja ci trochę powiem o jej krwi po drodze, ale musisz zachować to w tajemnicy. Taka krew skusi nie jedno stworzenie ciemności.

***

  Strasznie bolała mnie głowa, a chłód bijący od podłogi przyprawiał mnie o dreszcze. Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu przykuta łańcuchami zaciśniętymi na nadgarstkach, do ściany. Nade mną znajdowało się okno zablokowane metalowymi kratami, a na przeciwko wielkie czarne drzwi, za którymi nie wiem co jest, ponieważ łańcuchy nie sięgają tak daleko. Cały pokój miał wymiary nie więcej niż trzy na cztery metry. Za oknem zrobiło się ciemno, więc sądzę, że siedzę tu już jakiś czas.
  Nagle drzwi się otwarły i do pomieszczenia wpadło oślepiające światło i jakaś postać. Nie mogłam nic dostrzec, bo od patrzenia bolały oczy. Ta osoba zrobiła parę kroków w moją stronę i w tym momencie drzwi zaczęły się powoli zamykać. Postać podeszła do mnie zaczynając się śmiać, a na jej twarz padły promienie księżyca.
  - Czyżby naszej księżniczce było nie wygodnie? - Eric z drwiącym uśmiechem kucnął przy mnie.
  - Co wy wszyscy macie z tą księżniczką? - zapytałam słabym głosem, a on wybuchną jeszcze większym śmiechem.
  - Oj no tak, ty nic nie wiesz.
  - Niby co mam takiego wiedzieć? Po co mnie tu zakułeś? - każde słowo sprawiało mi ogromny ból.
  - Krwi moja mała, w twoim ciele płynie krew anioła.
  - Co?
  - Nie wiem dlaczego akurat w twoich, a nie Katy, ona byłaby prostszym celem, no ale mówi się trudno. Najwyraźniej jedno z twoich rodziców było aniołem, więc masz jego krew i ponieważ ma ona dużą moc musiało być wysoko postawione. Będę cię tu trzymał, - pogładził mnie po policzku i zostawił rękę- by móc pić tą krew dzięki której moja siła będzie prawie taka jak demonów, lub sprzedawać za sporą kasę,- zebrało mi się na płacz, lecz nie mogłam mu okazać tej chwili słabości - ale teraz niestety musisz odpocząć. Utrata takiej ilości krwi powoduje osłabienie, a chcemy, żebyś długo robiła nam za pokarm.
  Wampir uśmiechnął się złowrogo, podczas kiedy jego ręka powędrowała na mój bark i zacisnęła. Eric wstał oraz podszedł do drzwi, a mi oczy automatycznie się zamknęły i jedyne co usłyszałam przed zaśnięciem to zimno wypowiedziane "dobranoc mała". Super, teraz tak na mnie mówi.







  A o to rozdział szósty. Trochę mi zajęło wymyślanie go, ale nareszcie jest. Mam nadzieję, że się podoba, bo mi się wydaje trochę pozbawione akcji, ale postaram się to zmienić w rozdziale siódmym, a co do niego, to spróbuję dotrzymać obietnicy i dodać go jeszcze dzisiaj po południu lub jeśli nie skończę to we wtorek, chwilę przed szkołą, a w najbliższym czasie dodam zakładkę z bohaterami, którą będę odświeżała co rozdział.  Dziękuję za tak liczne wejścia, wiem że dla niektórych blogerów moja statystyka do nic, ale dla mnie to coś wielkiego. Liczę na szczere komentarze od was.

Pozdrawiam wszystkich czytelników :*.
~Lucy

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 5

  Pięć, cztery, trzy, dwa... Dzzzyyyyńńńńńń... Szybkim ruchem zmiatam książki do torby. Jeszcze tylko jedna lekcja -pomyślałam- ale dlaczego to misi być WF?! Nie mam nic do WF, bo fajnie jest trochę pobiegać, pograć w drużynie, tylko zawsze miałam oddzielnie z chłopakami a teraz mamy razem. I znowu, nie mam nic do grania z chłopakami, ale tak się złożyło, że pozmieniali niektórym rozkład zajęć i teraz zamiast mieć z Jo i jej paczką mam ze Scottem.
  - Dobra. Zagramy dzisiaj w dwa ognie.- No świetnie, pomyślałam, gorszej gry nie mógł wybrać.
  Poza mną jest jeszcze pięć innych dziewczyn oraz dwa razy więcej chłopaków, więc drużyny wyglądały tak: ja, Annie, Tomas, Elisa i pięć osób których imion nie znam, kontra Filip, Alex, trzy dziewczyny oraz trzech chłopaków których widzę pierwszy raz na oczy, no i oczywiście Scott.
  Stanęłam z tyłu żeby uniknąć zetknięcia z piłką. Nigdy nie miałam dobrego refleksu i zawsze obrywałam piłką na samym początku.
  - Lucy! Uważaj!
  Szybko odwróciłam głowę w stronę głosu i trach... Oberwałam piłką prosto w skroń. Pojawiły mi się plamki przed oczami a świat stracił ostrość i zaczął ciemnieć. Zemdlałam.
  Gabinet szkolnej pielęgniarki to nie duży pokój pomalowany na kremowo. Biurko, szafka z dokumentami, dwa łóżka obok siebie przeznaczona dla chorych a ja leżę na jednym z nich. Nie mogę otworzyć oczu bo promienie słońca padają z okna prosto na moja głowę.
  - Ale ty słodko wyglądasz kiedy tak leżysz bezbronna księżniczko.
  Szybko zerwałam się do pozycji siedzącej i otworzyłam oczy. Scott siedział na krześle przy moim łóżku.
  - Myślałam że już ustaliliśmy żebyś mnie tak nie nazywał.- powiedziałam starając się na niego nie patrzeć, co było trudne, bo znajdował się przede mną.
  - Ty tak ustaliłaś, nie ja.
  Znowu się położyłam i rzuciłam mu żeby sobie poszedł a on jak na złość podszedł do mnie.
  - Wstawaj, pokarze ci coś co może cię zaciekawić.
  Nie czekając na moją reakcję wziął mnie na ręce i podszedł do okna. Znajdowaliśmy się na drugim piętrze, więc trochę się przestraszyłam. Scott otworzył okno i stanął na parapecie.
  - Scott? Co ty chcesz zrobić?
  - Spokojnie księżniczko. Po prostu się mnie mocno trzymaj.
  - Co ty...?
  Nie zdążyłam dokończyć zdania bo chłopak skoczył. Tak, dobrze myślicie, skoczył z drugiego piętra z dziewczyną na rękach i jedyne co powiedział to żebym się trzymała, więc tak zrobiłam myśląc o tym co sobie połamiemy. Nagle poczułam jak wiatr, który jeszcze chwilę temu wiał od dołu ustał a my już nie spadaliśmy tylko staliśmy na twardym gruncie.
  - Jak ty to zrobiłeś? - spytałam lekko przestraszona.
  - Dowiesz się w swoim czasie. - powiedział i ruszył przed siebie prosto na parking.
  Posadził mnie na czarnym motocyklu, z tego co Katy kiedyś mi mówiła o tym jaki motocykl chciałaby mieć, pamiętam że ten model to Honda CBR 600 ale co dalej już nie wiem, wystarczy mi wiedzieć tylko to że jest szybka, żeby bać się wsiąść na to ze Scottem. Podał mi kask i powiedział żebym go dobrze zapięła i trzymała się bo jazda będzie ostra. Zaczęłam krzyczeć, że nigdzie z nim nie pojadę, a on tylko zapalił i był już gotowy do jazdy. Z niechęcią przytuliłam się do niego i dałam swoje ręce na jego brzuch i to świetnie wyrobiony brzuch, czułam jego mięśnie przez koszulkę. Zaraz po tym jak go objęłam ruszył z parkingu prosto na drogę prowadzącą do miasta.
  Nie minęło dziesięć minut a już byliśmy pod parkiem. Nigdy nie jechałam jeszcze z taką prędkością na... w sumie to na niczym jeszcze tak nie jechałam. Pierwsza zsiadłam z motocykla i oddałam kask Scottowi.
  - Skoro mnie już tu zawiozłeś to co dalej?
  - Po prostu się nie odzywaj księżniczko i idź cichutko za mną.
  Pokiwałam głową, a on się uśmiechnął i wszedł do parku, więc ja zrobiłam to samo. Doszliśmy w milczeniu do miejsca gdzie drzewa były gęściej i bliżej od siebie.
  - Obiecaj, że nie zaczniesz piszczeć, okey?
  - Yhym.
  Podeszliśmy do wielkich krzaków za którymi usłyszałam głos siostry. Cicho tak jak Scott przykucnęłam za nimi i patrzyłam pomiędzy gałęziami co się tam tam dzieje.
  Moja siostra Katy stała do mnie tyłem, a przed nią leżała na ziemi jakaś dziewczyna. Nagle podszedł do niej jakiś chłopak z brązowymi włosami i fiołkowatymi oczami i pocałował ja w policzek, na co ona odpowiedziała tym samym. Dobra, rozumiem że Katy jest na wagarach z jakimś chłopakiem, to do niej podobne, ale dlaczego mamy się przed nimi chować?
  Scott podał mi karteczkę na której było napisane "Mam coś jeszcze do załatwienia, idź w stronę motocykla, ja dołączę do ciebie za jakieś piętnaście minut". Pokiwałam głową, a on pobiegł w stronę wyjścia z parku jak torpeda. Natomiast ja wstałam i udałam się w tą samą stronę wolnym krokiem patrząc czy Katy mnie zauważyła, ale nic na to nie wskazywało. I kiedy odwracałam głowę weszłam w coś twardego. pierwsze co pomyślałam, to zderzenie z drzewem ale w tym momencie osoba z która się zderzyłam złapała mnie ręką od tyłu za nadgarstki i uniemożliwiła mi ruchy rękami a drugą ręką zatkała mi usta.
  - I nie próbuj kopać, bo ci się dostanie.
  Rozpoznałam ten głos. Taki sam miał rudowłosy chłopak z którym się bił Scott tydzień temu. Poczułam jak zaczyna mnie pchać w stronę krzaków, więc nie miałam innego wyboru jak iść "dobrowolnie".
  - Patrzcie kto nas podglądał. To właśnie ta dziewczyna o której wam mówiłem, że przeszkodziła mi w walce z tym diabłem.
  Na te słowa szatyn się uśmiechnął a moja siostra odwróciła i zamarła, by po chwili powiedzieć.
  - Puść ją Eric, to moja siostra - Lucy.- W tym momencie uścisk się poluźnił, i chłopak mną rzucił na ziemię tuż obok leżącej dziewczyny.
  Przybliżyłam się jeszcze trochę do niej i zobaczyłam jej rozszarpane gardło i krew na jej ubraniu. Szybko odskoczyłam od trupa i spojrzałam ze zdziwieniem na Katy, a chłopaki zaczęli się śmiać.
  - Co wyście jej zrobili? - zapytałam drgającym głosem.
  - Uspokój się siostro, my tylko napiliśmy się jej krwi i tyle.
  - Jak to "i tyle"?! Zabiliście ją!- na te słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
  Wstałam, podeszłam do siostry i z całej siły przywaliłam jej w twarz z liścia.
  - Osz ty mała - Eric i ten drugi chłopak złapali mnie za ręce i sprowadzili na klęczka kiedy chciałam znowu przywalić Katy.
  - Skoro już wyładowałaś na mnie swój gniew to pozwól, że ci wyjaśnię. Ja, Eric i Filip jesteśmy wampirami, żywimy się krwią by przetrwać. Zrozum, to dla nas normalne.
  - Jak możesz twierdzić, że zabijanie jest normalne?!
  - Nie zabijamy za każdym razem, ale dzisiaj tak wyszło.
  - Skoro już tutaj jest to czy możemy się z niej napić?- Z uśmiechem zapytał Filip.
  - A pijcie, tylko jej nie zabijcie.






  Siemka kochani. Dawno mnie nie było bo miałam brak weny, ale wróciłam i mam zamiar teraz częściej dodawać nowe rozdziały (mianowicie raz na tydzień lub dwa), a w postaci rekompensaty za długą przerwę następne dwa rozdziały dodam do końca wakacji. Bardzo proszę o komentarze.

~Lucy