niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 3

 Dwie pierwsze lekcje trwały chyba całą wieczność. Teraz będzie w końcu plastyka. Jestem ciekawa jak tutaj ona wygląda. Gdy dzwoni dzwonek siadam w ostatniej ławce przy oknie tak jak w innych salach. Miejsce obok mnie jest puste ( z czego się cieszę, bo nie lubię jak ktoś patrzy gdy rysuję ). W momencie kiedy nauczyciel otwiera usta, by wyczytać listę osób, drzwi się otwierają.
 - Widzę, że jednak zaszczyci nas pan obecnością - mówi mężczyzna w podeszłym wieku odkładając kartkę z nazwiskami.
- Sorry za spóźnienie, miałem problemy z szafką. - zza drzwi wyłania się Scott.
- Siadaj, jest wolne miejsce na końcu. - szybko macha ręką i wraca do czynności, którą chciał wykonać nim mu przerwano. Chłopak uśmiecha się, a do mnie dociera, że chodziło o puste siedzenie przy mnie. Tylko tego mi do szczęścia brakowało [ironia].
 Siada na krześle, wyciąga blok z kartkami i po oderwaniu kawałka papieru zaczyna coś pisać. Nauczyciel ciągle spogląda na niego, pewnie po to żeby go na czymś przyłapać, ale Scott ma chyba wprawę w oszukiwaniu nauczycieli. Podaje mi karteczkę zgiętą na pół. Otwieram ją i z groźnym spojrzeniem czytam zawartość : " Będę czekał w lesie o 17 pod drzewem na którym spałaś. Mam coś co do ciebie należy,  więc lepiej się zjaw." Odpisuję mu, żeby sobie odpuścił próbę przekonania mnie do wybaczenia. Poza tym co on może mieć mojego.
  Nareszcie. Koniec lekcji. Wolność. Wychodzę ze szkoły i nabieram świeżego powietrza do płuc.  Zamykam oczy i daję się ponieść nogą.  Otwieram oczy i nie mogę uwierzyć.  Idę w przeciwnym kierunku niż mam dom. Prosto do lasu i Scotta. "STOP,  STOP!" krzyczę w myślach, ale mimo to wciąż się zbliżałam do miejsca spotkania. Zatrzymuję się przed drzewami. Do rzeki jest już tak niedaleko. Szybka decyzja i brak odwrotu.
  Docieram i co teraz? Rozglądam się w poszukiwaniu Scotta. Jest. Opiera się o drzewo po drugiej stronie rzeki.
 - Jednak zechciałaś przyjść - mówi chłopak.
 - Napisałeś, że masz coś mojego więc przyszłam to odebrać.
 - Chodź do mnie, a to odzyskasz. - patrzę na rzekę i z powrotem na niego - Chyba nie boisz się wody?
 - Nie, nie boję.
 - No to hop. Lepiej się pośpiesz, bo jeśli potrwa to za długo, twój wysiłek żeby tu dotrzeć pójdzie na marne.
 Grrr... nienawidzę kiedy ktoś ma nade mną władze. Wchodzę do wody i przepływam na drugą stronę. Jestem cała mokra i trochę mi zimno. Jednak nie jest tak ciepło na zewnątrz jak mi się zdawało rano. Podchodzę do niego bez wyrazu, a on podaję mi teczkę, której wcześniej nie zauważyłam. Oglądam ją i uśmiech sam wskakuje na moją twarz.
 - Gdzie to znalazłeś. Zgubiłam ją tuż po przyjeździe. Myślałam, że przepadła na dobre.
 - Leżała na chodniku, nie znałem wtedy nikogo o nazwisku, którym była podpisana. A teraz może tak byś powiedziała "dziękuję"?
 - Okej. Dzięki za oddanie mi teczki, ale nie zaglądałeś do środka? - pytam z przerażeniem. W tej jednej rzeczy są wszystkie moje rysunki, a każdy z nich wyraża moje uczucia i myśli.
 - Może tak, może nie. - patrzę na niego groźną miną - A teraz chodź. Odprowadzę cię do domu oraz znalazłem miejsce gdzie nie trzeba przepływać na drugi brzeg.
 Idę za nim i po dwóch minutach widzę drzewo, które jest zwalone na rzekę i tworzy coś w stylu mostku. Scott pomaga mi przejść po nim, niestety widzi, że mam 'gęsią' skórkę. Ściąga swoją bluzę i nakłada na moje ramiona. Po wyjściu z lasu boję się podnieść na niego wzrok, docieramy do drogi gdzie Scott zatrzymał mnie dzisiaj rano. Jest dopiero dziewiętnasta a słońce już prawie zeszło za horyzont. Podnoszę głowę do góry i patrzę w te jego czarne oczy. Połączone z zachodem który się w nich odbijał tworzą coś pięknego. Zauważa, że się na niego patrzę i mówi.
 - Pośpiesz się. - te słowa wyrywają mnie z transu.
 Gdy dochodzimy pod mój dom jest już ciemno. Stajemy bez słowa przed furtką przodem do siebie.
 - Dzięki za odprowadzenie i teczkę - przerywam ciszę.
 - Dzięki za pokazanie gdzie mieszkasz - mówi i uśmiecha się. - Przyjdę po ciebie jutro przed szkołą i razem pobiegniemy do szkoły, ok?
 - Dobra. - odpowiadam i już chcę pójść kiedy Scott chwyta mnie za rękę.
 - Byłbym zapomniał. To dla ciebie na znak zgody - podaję mi pudełko. Otwieram je i nieruchomieję. W środku jest piękny naszyjnik z kamieniem. Kosztował chyba bardzo dużo. Chłopak wyciąga go i odpina zapięcie. - Mogę? - kiwam głową, a on podnosi mi włosy i daje na ramie, a potem płynnie zakłada i zapina mi naszyjnik na szyi. - Teraz mi wybaczysz?
 Nie umiem nic powiedzieć więc tylko kiwam głową. Scott uśmiecha się jeszcze bardziej i odsłania rząd białych zębów. Żegna się a ja wracam do domu.
 Mama mówi, że mój obiad jest w mikrofali i żebym go sobie odgrzała. Nie lubię schabowego, to ulubione danie Katy, a mi mama zawsze wtedy gdy jest, robi osobny obiad. Zjadam szybko i idę na górę się umyć. Biorę szybki prysznic, myję zęby i kładę się spać.

2 komentarze:

  1. I znowu Scott i znowu przy Lucy? To już się naprawdę robi nudne, ale jakby nie patrzeć moje pierwsze opowiadanie też dotyczy przede wszystkim romansu dwójki osób, więc to chyba taki standard. Jednak razi mnie to, że u ciebie w każdym rozdziale dzieje się niemal to samo.
    Scott wchodzi do klasy spóźniony i sorry? Boże, co za niewychowany gówniarz. Matka z ojcem to się nie popisali, wychowali szczeniackiego chama i współczuję im, bo ja bym się za takiego syna wstydziła.
    No i oczywiście musiał usiąść przy Lucy... naprawdę, nie domyśliłabym się .
    2 minuty, to "dwa minuty", więc należałoby napisać "dwie minuty" - nie wiem czy akurat był taki przykład w twoim opowiadaniu, bo być może coś pomyliłam, ale... ale chciałam ci tylko pokazać dlaczego liczebniki w opowiadaniach piszemy słownie.
    No i chłopak daje łańcuszek niemal nieznanej dziewczynie? Wybacz, ale bardzo tandetne zagranie, jeszcze oczywiście drogi jakby chciał ją nie przeprosić, a kupić. I ona jest tym zachwycona? Trochę ma dziwkarskie podejście. Ja bym takiego olała i powiedziała, że nie jestem jego dziewczyną by mnie obsypywał kosztownościami, oraz że nie lecę na tandetnych buraków, ale może twojej bohaterce tacy chamscy typkowie do myślą, że załatwią wszystko biżuterią się podobają. U mnie tacy stanowczo odpadają w przedbiegach.
    Osobny obiad? Może co za rozpuszczenie. W ogóle dziewczyna w liceum i matka jej osobny obiad robi, jak ta tego który jest podany nie lubi? Rozumiem, by tak zrobić raz na jakiś czas, w jakąś nagrodę lub coś, ale tak bez powodu, zawsze jak się jest w domu? Ta dziewczyna to rąk nie ma i sama sobie nie może ugotować albo kanapki przygotować?

    Pozdrawiam:
    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie fajne. Twoje pierwsze prawda? Podoba mi się ogólny pomysł o takim typowym "złym chłopcu" no i grzecznej dziewczynie. Opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie. Chociaż nie zaprzecze są drobne błędy. Ale to sama się ich oduczysz. Czytaj dużo innych opowiadań no i książek. To naprawdę pomaga.
    Co do komentarza poprzedniczki, to rozumiem pisać szczere komentarze, ale moim zdaniem, co innego jest pisać szczery komentarz, a co innego trochę czepianie się wszystkiego na siłę pod każdym rozdziałem. Bo jestem pewna, że za kilkanaście rozdziałów błędy będą prawie niezauważalne. Moim zdaniem warto jest podbudowywać autora a nie tylko mówić co jest złe (niesłusznie powiedziane że prawie wszystko)

    Tak czy inaczej podoba mi się ale jakiegoś szału na razie nie ma. Liczę na to że to się zmieni :D

    OdpowiedzUsuń