Uwaga. Rozdziały są także dostępne na wattpadzie, pod tym linkiem jest mój profil. Serdecznie zapraszam, a kolejne rozdziały będą dodawane równo tu i tam jak tylko tam dojdę do aktualnego stanu na blogspocie.
Dziękuję wszystkim cierpliwym czytelnikom <3
~Lucy
poniedziałek, 21 listopada 2016
niedziela, 18 września 2016
Rozdział 10
- Zapłacisz za to, co zrobił mi twój ojciec - potworny głos rozbrzmiewa echem w mojej głowie. Jednym szybkim ruchem zostaję uderzona ogonem potwora i wypadam przez okno.
Lecę w dół, wiatr próbuje i próbuje mnie utrzymać w górze ale za nic mu się to nie udaje. Ciągle spadam, serce łomocze mi w piersi. Spoglądam w miejsce gdzie się zaraz znajdę, lecz ku mojemu zaskoczeniu nie znajduje się tam ziemia, a czerwona ciecz. Po co ja otwierałam oczy, po co w ogóle wychodziłam z pokoju. Gdyby nie ten mój brak rozsądku, teraz nie byłabym bliska śmierci. Chociaż kto wie. Może jeśli zostałabym w komnacie to zamiast spalić się w lawie, konałabym powoli w uściskach demonów. Na tą chwilę żadna z opcji nie wydaje mi się lepsza od drugiej, ale no cóż, wyboru dokonałam parę godzin temu i teraz jedynie mogę spadać i marzyć, że w jakiś magiczny sposób wyrosną mi zaraz skrzydła. A no tak! Przecież jestem aniołem! Może nie czystej krwi, ale zawsze warto spróbować.
Z całej siły próbuję wyobrazić sobie skrzydła oraz to jak latam. Do śmierci jest coraz bliżej, a żadne pióra się nie ukazują. Muszę się bardziej wysilić. Muszę. Muszę. Po prostu muszę. Nagle czuję przeszywający ból w okolicy łopatek. Jakby ktoś mi rozcinał skórę i próbował wyrwać kości oraz mięśnie. Nigdy nie czułam czegoś tak okropnego, ale udało się. Tylko teraz jak ich użyć? Z wielkim wysiłkiem zaczynam nimi ruszać - góra, dół, góra, dół i tak w kółko. Powoli zwalniam, lecz niestety trochę już na to za późno. Potworny ból rozdziela mnie począwszy od stóp coraz wyżej. Jakby ktoś podpalał moje ciało i przykładał do niego rozżarzony węgiel równocześnie. Jeśli myślisz, że zbyt gorąca woda w wannie jest bolesna, spróbuj podgrzać ja do wrzenia i wtedy zamoczyć stopy. To jest mniej więcej jeden procent tego co czuję teraz.
Z całej siły próbuję wyobrazić sobie skrzydła oraz to jak latam. Do śmierci jest coraz bliżej, a żadne pióra się nie ukazują. Muszę się bardziej wysilić. Muszę. Muszę. Po prostu muszę. Nagle czuję przeszywający ból w okolicy łopatek. Jakby ktoś mi rozcinał skórę i próbował wyrwać kości oraz mięśnie. Nigdy nie czułam czegoś tak okropnego, ale udało się. Tylko teraz jak ich użyć? Z wielkim wysiłkiem zaczynam nimi ruszać - góra, dół, góra, dół i tak w kółko. Powoli zwalniam, lecz niestety trochę już na to za późno. Potworny ból rozdziela mnie począwszy od stóp coraz wyżej. Jakby ktoś podpalał moje ciało i przykładał do niego rozżarzony węgiel równocześnie. Jeśli myślisz, że zbyt gorąca woda w wannie jest bolesna, spróbuj podgrzać ja do wrzenia i wtedy zamoczyć stopy. To jest mniej więcej jeden procent tego co czuję teraz.
***
Dziwne, ale już nie czuję bólu, za to otacza mnie ciemność. Musi minąć parę chwil nim orientuję się, że mam po prostu zamknięte oczy. Powieki są takie ciężkie, jakby ważyły tonę. Z wielkim trudem udaje mi się je unieść ale od razu opadają. Nie z powodu wysiłku jaki mi to sprawia, lecz dlatego, że jasność jest nie do wytrzymania. Mija jakiś czas nim znowu podejmuję się próby otworzenia oczu. Tym razem idzie to sprawniej, ale niestety znowu pojawia się ten okropny blask. Na szczęście tym razem jestem na niego przygotowana.
Z podniesieniem się do pozycji się siedzącej też nie jest łatwo, pomimo to po kilku, albo nawet kilkunastu podejściach daję radę. Po woli zaczynam przyzwyczajać się do jasności jaka jest wokół mnie. Przede mną znajduje się biała ściana z białymi drzwiami. Po prawej, po lewej i za mną też są białe ściany. Nade mną jest biały sufit, a pode mną biała podłoga. Siedzę na białym łóżku jeśli mogę to tak nazwać. Mam na sobie białą tunikę która ledwo zasłania najważniejsze części ciała.
Zdobywam się na odwagę i próbuję stanąć na podłodze rękami dalej podpierając się "łóżka". Moje nogi drżą i zaczyna się od nich rozchodzić przenikliwe zimno. Kiedy już czuję, że ciało zaczyna mnie słuchać, patrzę na białą podłogę i dostrzegam tam coś, co odstaje od wszystkiego - czerwoną plamę. Zaraz obok niej pojawia się kolejna i kolejna tym razem w kolorze bordowym. Mój umysł nie pojmuje tego co to jest dopóki świat nie zaczyna wirować. Odpycham się z całej siły od miejsca na którym leżałam i staram się dobiec do drzwi niestety już po paru krokach moje nogi się uginają, a ja padam na podłogę. Ostatnie co widzę to parę osób wpadających do pomieszczenia i kiedy powieki opadają słyszę tylko ich krzyki mówiące, żeby mnie stad zabrać i opatrzyć.
Z podniesieniem się do pozycji się siedzącej też nie jest łatwo, pomimo to po kilku, albo nawet kilkunastu podejściach daję radę. Po woli zaczynam przyzwyczajać się do jasności jaka jest wokół mnie. Przede mną znajduje się biała ściana z białymi drzwiami. Po prawej, po lewej i za mną też są białe ściany. Nade mną jest biały sufit, a pode mną biała podłoga. Siedzę na białym łóżku jeśli mogę to tak nazwać. Mam na sobie białą tunikę która ledwo zasłania najważniejsze części ciała.
Zdobywam się na odwagę i próbuję stanąć na podłodze rękami dalej podpierając się "łóżka". Moje nogi drżą i zaczyna się od nich rozchodzić przenikliwe zimno. Kiedy już czuję, że ciało zaczyna mnie słuchać, patrzę na białą podłogę i dostrzegam tam coś, co odstaje od wszystkiego - czerwoną plamę. Zaraz obok niej pojawia się kolejna i kolejna tym razem w kolorze bordowym. Mój umysł nie pojmuje tego co to jest dopóki świat nie zaczyna wirować. Odpycham się z całej siły od miejsca na którym leżałam i staram się dobiec do drzwi niestety już po paru krokach moje nogi się uginają, a ja padam na podłogę. Ostatnie co widzę to parę osób wpadających do pomieszczenia i kiedy powieki opadają słyszę tylko ich krzyki mówiące, żeby mnie stad zabrać i opatrzyć.
***
Tym razem czuję ciepło i przyjemny zapach który mogłabym wciągać jak narkotyk. Moją głowa spoczywa na czymś twardym ale jednocześnie wygodnym. Pomimo bólu jaki mi doskwiera w plecach, jest mi bardzo przyjemnie i wygodnie.
- Czyżby moja księżniczka już się obudziła? - ciepły, donośny, męski głos zaczął rozchodzić się w mojej głowie i już wiem na czym leżę. Próbuję się wyszarpnąć z jego objęć, ale on trzyma mnie mocno. - Nie radzę ci się na razie zbytnio ruszać księżniczko. Kiedy wyleciałaś przez okno nie zdążyłem cię złapać i wpadłaś do lawy. Na szczęście jako iż posiadasz anielską krew twoje poparzenia zdołały się już w większości zagoić, lecz twoja próba wzbicia się w powietrze na skrzydłach skończyła się ich brakiem. Spaliły się doszczętnie. Kiedyś ci odrosną ale nikt nie wie kiedy i czy na pewno. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłbym czegoś takiego. Przykro mi - nie czułam złośliwości ani ironii w jego głosie, a smutek i współczucie. - Jedyne co ci po nich zostało, to bolesne ślady które nie znikną aż skrzydła ci nie zaczną odrastać.
- Czy wyglądają one bardzo źle?
- Nie. Nie powinnaś się tym przejmować.
- Pomóż mi wstać, chcę zobaczyć - próbuję się podnieść, jednak Scott przybija mnie z powrotem do łóżka - Przestań! Chcę zobaczyć czy na prawdę nie ma czym się przejmować - nie czekając na jego reakcję w miarę szybko schodzę z łóżka.
Rozglądam się po pomieszczeniu i dopiero teraz do mnie dociera, że to nie jest mój pokój. Zamiast ciemnofioletowych ścian są czarne, tak jak prawie wszystko, poza dywanem w kolorze krwistej czerwieni. Ta sypialnia jest chyba dwa razy większa od tej, którą ja dostałam, a na łóżku zmieściło by się z pięć dziewczyn na raz plus właściciel i nie jestem pewna, czy już nawet nie próbował większej ilości. Po chwili obserwacji zauważam cztery pary drzwi. Jedne prowadzą na balkon, drugie do wyjścia, trzecie pewnie do łazienki a czwarte najpewniej do garderoby.
Wybieram drzwi z ciemnego drewna i biegnę do nich, ale nim docieram zostają one zablokowane przez diabła.
- Jeśli chcesz tam wejść, to tylko ze mną - uśmiecha się złośliwie przy wypowiadaniu tych słów.
- Zamknij się i przesuń. Nie mam nastroju na te twoje gierki - odpowiadam starając się dodać jadu do słów.
- W takim razie przepuszczę cię samą jeśli dostanę od ciebie coś w zamian.
Już ja wiem co on chciałby dostać. Odchodzę lekko do tyłu i pokazuję mu żeby zrobił to samo. Kiedy się zatrzymuję, on momentalnie jest przy mnie. Każę mu zamknąć oczy, na co on początkowo nie reaguje ale już po chwili robi to o co go proszę i w tym samym momencie wykorzystuję okazję i wbiegam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Parę sekund później słyszę jak Scott przeklina i krzyczy, że mu za to zapłacę jak tylko wyjdę.
Rozbieram się i już po chwili wchodzę do wanny, do której nalałam chwilę wcześniej wody. Czuję jak otula mnie ona swoim ciepłem i jak stara się ukoić mój ból. Udaje jej się to na początku, ale im dłużej siedzę tym coraz bardziej ból i szczypanie na plecach powraca. Kiedy staje się to już nie do zniesienia wychodzę i opatulam się czarnym ręcznikiem. Na jednej ze ścian wisi lustro i chwilę zastanawiam się czy powinnam, albo raczej czy chcę to robić. Jednak ciekawość bierze górę i już po paru sekundach stoję tyłem do zwierciadła i oglądam to co zostało z moich skrzydeł. Śmieszne.. nigdy nie myślałam, że będę mieć skrzydła a co gorsza, że je stracę tak szybko. Teraz to nawet nie jestem pewna czy one naprawdę były na tyle wielkie by mnie unieść, bo widok dwóch poszarpanych ran na plecach na to nie wskazuje.
Szybko orientuję się, że nie mam nic na przebranie a poprzednie ubranie jest po części we krwi, a to oznacza wyjście do tego zboka w ręczniku. Staję przy drzwiach ponownie owinięta w ręcznik i nasłuchuję czy on dalej tam jest. Po paru minutach ciszy odważam się wyjrzeć, lecz kiedy nikogo nie zauważam w pokoju wychodzę.
- No, no. Nie słyszałaś żeby nie kusić diabła?
Wróciłam, a to oznacza napływ weny i czasu. Rozdział starałam się napisać beż większych błędów, ale jeśli coś zauważycie to piszcie w komentarzach. Postanowiłam opublikować to opowiadanie także na wattpadzie pod tytułem "My new life", gdzie rozdziały będą krótsze, za to szybciej, co nie znaczy, że tutaj przestane publikować. Dziękuję wszystkim, którzy pojawiali się tutaj pod moją nieobecność, bo to mnie tak zmotywowało do pisania.
~Lucy
- Czyżby moja księżniczka już się obudziła? - ciepły, donośny, męski głos zaczął rozchodzić się w mojej głowie i już wiem na czym leżę. Próbuję się wyszarpnąć z jego objęć, ale on trzyma mnie mocno. - Nie radzę ci się na razie zbytnio ruszać księżniczko. Kiedy wyleciałaś przez okno nie zdążyłem cię złapać i wpadłaś do lawy. Na szczęście jako iż posiadasz anielską krew twoje poparzenia zdołały się już w większości zagoić, lecz twoja próba wzbicia się w powietrze na skrzydłach skończyła się ich brakiem. Spaliły się doszczętnie. Kiedyś ci odrosną ale nikt nie wie kiedy i czy na pewno. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłbym czegoś takiego. Przykro mi - nie czułam złośliwości ani ironii w jego głosie, a smutek i współczucie. - Jedyne co ci po nich zostało, to bolesne ślady które nie znikną aż skrzydła ci nie zaczną odrastać.
- Czy wyglądają one bardzo źle?
- Nie. Nie powinnaś się tym przejmować.
- Pomóż mi wstać, chcę zobaczyć - próbuję się podnieść, jednak Scott przybija mnie z powrotem do łóżka - Przestań! Chcę zobaczyć czy na prawdę nie ma czym się przejmować - nie czekając na jego reakcję w miarę szybko schodzę z łóżka.
Rozglądam się po pomieszczeniu i dopiero teraz do mnie dociera, że to nie jest mój pokój. Zamiast ciemnofioletowych ścian są czarne, tak jak prawie wszystko, poza dywanem w kolorze krwistej czerwieni. Ta sypialnia jest chyba dwa razy większa od tej, którą ja dostałam, a na łóżku zmieściło by się z pięć dziewczyn na raz plus właściciel i nie jestem pewna, czy już nawet nie próbował większej ilości. Po chwili obserwacji zauważam cztery pary drzwi. Jedne prowadzą na balkon, drugie do wyjścia, trzecie pewnie do łazienki a czwarte najpewniej do garderoby.
Wybieram drzwi z ciemnego drewna i biegnę do nich, ale nim docieram zostają one zablokowane przez diabła.
- Jeśli chcesz tam wejść, to tylko ze mną - uśmiecha się złośliwie przy wypowiadaniu tych słów.
- Zamknij się i przesuń. Nie mam nastroju na te twoje gierki - odpowiadam starając się dodać jadu do słów.
- W takim razie przepuszczę cię samą jeśli dostanę od ciebie coś w zamian.
Już ja wiem co on chciałby dostać. Odchodzę lekko do tyłu i pokazuję mu żeby zrobił to samo. Kiedy się zatrzymuję, on momentalnie jest przy mnie. Każę mu zamknąć oczy, na co on początkowo nie reaguje ale już po chwili robi to o co go proszę i w tym samym momencie wykorzystuję okazję i wbiegam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Parę sekund później słyszę jak Scott przeklina i krzyczy, że mu za to zapłacę jak tylko wyjdę.
Rozbieram się i już po chwili wchodzę do wanny, do której nalałam chwilę wcześniej wody. Czuję jak otula mnie ona swoim ciepłem i jak stara się ukoić mój ból. Udaje jej się to na początku, ale im dłużej siedzę tym coraz bardziej ból i szczypanie na plecach powraca. Kiedy staje się to już nie do zniesienia wychodzę i opatulam się czarnym ręcznikiem. Na jednej ze ścian wisi lustro i chwilę zastanawiam się czy powinnam, albo raczej czy chcę to robić. Jednak ciekawość bierze górę i już po paru sekundach stoję tyłem do zwierciadła i oglądam to co zostało z moich skrzydeł. Śmieszne.. nigdy nie myślałam, że będę mieć skrzydła a co gorsza, że je stracę tak szybko. Teraz to nawet nie jestem pewna czy one naprawdę były na tyle wielkie by mnie unieść, bo widok dwóch poszarpanych ran na plecach na to nie wskazuje.
Szybko orientuję się, że nie mam nic na przebranie a poprzednie ubranie jest po części we krwi, a to oznacza wyjście do tego zboka w ręczniku. Staję przy drzwiach ponownie owinięta w ręcznik i nasłuchuję czy on dalej tam jest. Po paru minutach ciszy odważam się wyjrzeć, lecz kiedy nikogo nie zauważam w pokoju wychodzę.
- No, no. Nie słyszałaś żeby nie kusić diabła?
Wróciłam, a to oznacza napływ weny i czasu. Rozdział starałam się napisać beż większych błędów, ale jeśli coś zauważycie to piszcie w komentarzach. Postanowiłam opublikować to opowiadanie także na wattpadzie pod tytułem "My new life", gdzie rozdziały będą krótsze, za to szybciej, co nie znaczy, że tutaj przestane publikować. Dziękuję wszystkim, którzy pojawiali się tutaj pod moją nieobecność, bo to mnie tak zmotywowało do pisania.
~Lucy
niedziela, 21 lutego 2016
Rozdział 9
Mam nieodparte wrażenie, że to się już kiedyś zdarzyło, a nawet całkiem niedawno. Siedzę przykuta do zimnej ściany łańcuchami, które są o rozmiar za małe. Czy tylko mi się to zdarza? Facet który mnie tu przyprowadził wyszedł gdzieś, więc mam szansę się stąd wydostać. Metal z tego co zauważam ma już swoje lata i na pewno nie jest tak wytrzymały jak u wampira. Wstaję i próbuję po raz pierwszy, nic. Po raz drugi, nic... po raz trzynasty, tak, to jest jednak szczęśliwa trzynastka. Łańcuchy pękają, a ja nie jestem już przykuta do ściany, co prawda dalej mnie uwierają w nadgarstki ale to teraz najmniej ważne.
Nagle drzwi się otwierają i wpada przez nie Scott. Nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej bać, ponieważ go zlekceważyłam.
Nagle drzwi się otwierają i wpada przez nie Scott. Nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej bać, ponieważ go zlekceważyłam.
-Co ty tu robisz?! Mówiłem, że masz nie wychodzić z pokoju! - krzyczy na mnie patrząc surowym wzrokiem - Ktoś cię widz... chwila, co ty masz na rękach... no nie - zgaduję, ale te słowa nie wróżą nic dobrego. - Musimy stad spadać.
I w tym momencie pojawia się brunet, który mnie tu przykuł.
- Już chcecie wychodzić? Miałem nadzieję na wspólną zabawę z naszym uroczym gościem, no bo po co innego miałbyś ją tu sprowadzać.
I w tym momencie pojawia się brunet, który mnie tu przykuł.
- Już chcecie wychodzić? Miałem nadzieję na wspólną zabawę z naszym uroczym gościem, no bo po co innego miałbyś ją tu sprowadzać.
- Odwal się. Jak sam powiedziałeś to a ją tu przyprowadziłem i to ja zrobię z nią co zechcę - Scott patrzy na mężczyznę złym wzrokiem, ale można też zauważyć w jego oczach coś, co nie spodziewałam się ujrzeć - strach.
- Scott, kto to jest? - pytam nie zdążając ugryźć się wcześniej w język. Czarnowłosy uśmiecha się szeroko, z rozbawieniem, pokazując szereg równych, białych zębów i kłania mi się z gracją.
- Dawno nie spotkałem kogoś kto by nie wiedział kim jestem. Nazywają mnie w różny sposób, ale me imię brzmi Lucyfer, władca piekieł i demonów, pan wszystkich dusz nieczystych. A jakie jest twoje imię?
- Lu...
- Nic mu nie mów - przerywa mi Scott. - A ty zostaw nas w spokoju - skierował słowa w kierunku ojca.
Nie zdążam nawet mrugnąć okiem, a chłopak jest przybity do ściany z ręką mężczyzny na szyi. Przez chwilę próbuje się wyrwać ale Lucyfer uderza nim kilkakrotnie i kiedy zostaje puszczony, upada ledwo oddychając na podłogę, a napastnik zaczyna iść w moim kierunku. Jestem przerażona. Co jeśli dowie się kim jest mój ojciec? Co się ze mną stanie?
Podczas kiedy czarnowłosy podchodzi, ja staram się zachować dystans między nami na co on reaguje kpiącym uśmiechem. Po chwili dochodzę do okna. Nie mam jak uciec, ani nawet gdzie. Jeśli wyszłabym przez okno to najprawdopodobniej nie utrzymałabym się przy murze i spadłabym, a nawet jakbym jakimś cudem dotarła w nie tak nagły sposób na ziemię to i tak nie wiem jak wrócić do mojego świata.
- Chyba skończyła ci się droga ucieczki. Nie martw się, na razie chcę się tylko coś o tobie dowiedzieć, ponieważ mój syn nie stawiałby mi się w obronie kogoś nic nie znaczącego. Więc na czym skończyliśmy? - znalazł się nagle niebezpiecznie blisko mnie - A no tak, pytałem jak masz na imię.
- L-lucy - mówię cicho.
- Po prostu Lucy?
- Lucy Damon - odpowiadam jeszcze ciszej.
- Ciekawie, podoba mi się to, jak się nazywasz. Jeszcze dwa pytania i pozwolę ci wrócić na jakiś czas do pokoju. Tylko mów głośniej, bo inaczej będzie kara.
Kiwałam głową na znak, że rozumiem.
- Pierwsze pytanie. Jak poznałaś Scotta?
- Na lekcji w pierwszym dniu szkoły.
- Szkoła? - mężczyzna ledwo powstrzymuje się od śmiechu - On na serio poszedł do jakiejś szkoły na Ziemi? Niesamowite. Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Kim, czym jesteś?
- Zwykłym człowiekiem - staram się mówić głośno oraz tak, by nie wyczuł kłamstwa.
- Bzzz... zła odpowiedź. Naprawdę myślisz, że dam się nabrać? Nie bądź śmieszna. Radzę ci, mów szczerze - jego głos jest nagle się zimny i przerażający.
Milczę, nie mogę skłamać ani powiedzieć prawdy. Teraz to nawet nie strach, co przerażenie pochłania mnie całą.
- Nic nie powiesz, tak? Nie martw się, są inne sposoby aby znaleźć odpowiedź na to pytanie - i w tym momencie, Lucyfer łapie mnie w swój uścisk i zaczyna gryźć w szyję. Czuję jak życiodajna siła przechodzi ze mnie do niego, lecz tym razem to nie boli tak bardzo. Po chwili odrywa się ode mnie i zaczyna śmiać. - Nie sądziłem, że coś mnie jeszcze kiedyś tak rozbawi. Jaka anielica da swojej córce imię pochodzące od imienia samego Lucyfera. Dlaczego tylko żyjesz na ziemi i nic o mnie nie wiesz? - zaczyna coś podejrzewać, ledwo co przełykam ślinę - Krew jest czysta a to oznacza, że albo jest się dzieckiem dwóch tych samych ras albo jedno z rodziców jest bardzo potężne i wysoko położone. To by wyjaśniało, dlaczego wychowywałaś się na ziemi, ale teraz bardzo mnie ciekawi kim jest twój ojciec, bo tylko ojciec mógłby tak zostawić potomka.
Moje serce bije coraz szybciej. Ręce zaczynają mi drżeć. Żołądek podchodzi mi do gardła, a on mówi tylko parę słów.
- Czyżby córka Michaela?
Teraz to chyba serce mi stanęło. Diabeł widząc moją minę, zaczął się przemieniać. Jego oczy kolorem przypominają ogień. Takiej wściekłości w życiu nie widziałam. Nie dziwne, że zwą go najpotężniejszym demonem.
- Zapłacisz za to co zrobił mi twój ojciec - potworny głos rozbrzmiewa echem w mojej głowie. Jednym szybkim ruchem zostaję uderzona ogonem potwora i wypadam przez okno.
Jak zawsze rozdział musi skończyć się czymś co motywuje do dalszych oczekiwań. Cieszę się za te wszystkie wizyty i oby w tym miesiącu liczba wyświetleń dobiła do 2000 a w przyszłym do 2500. Dziękuję tym, którzy tyle czekali oraz tym którzy dopiero zaczynają czytać ale zostaną ze mną pomimo rzadko dodawanych rozdziałów. Rozdziały będą pojawiać się w każdym miesiącu, zdarzy się, że częściej. Nie mówię czy na początku, czy na końcu, ale zawsze się pojawią. Przepraszam za wszystkie błędy, starałam się wszystkie wyłapać, ale jestem tylko człowiekiem. Zapraszam do komentowania, nie ważne czy Ci się spodobało, czy nie. Chcę znać Twoją opinię, aby wiedzieć co poprawić.
~Lucy
sobota, 2 stycznia 2016
Rozdział 8
Ten pokój jest na prawdę imponujący. Burgundowe zasłony idealnie pasują do ciemnych, fioletowych, prawie czarnych ścian. Meble są zrobione z jakiegoś drewno o głęboko brunatnym odcieniu, za to łóżko na przekór wszystkiemu ma perłową ramę i pościel w kolorze szmaragdu. Obok niego wisi ogromne lustro w czarnej oprawie ze złotymi zdobieniami, podobnie jak wielkie wrota prowadzące do pokoju, szafy i łazienki oraz szklanych drzwi balkonowych, które niestety są zamknięte, ale nawet przez nie można było podziwiać wijące się pnącza niespotykanej, biało-czarnej, dzikiej róży okalającej barierki.
Garderoba jest w połowie tak wielka jak mój -oby nie na długo- nowy pokój. Mieści w sobie chyba ze sto sukienek, które swoją długością powaliłyby nie jednego faceta. Większość sięga ledwo do ud, jest też paręnaście topów odsłaniających aż za dużo oraz trochę szorty zasłaniające tylko połowę tyłka. Buty w większości mają ogromne obcasy, niektóre to kozaki a inne są odkryte, jest kilka par balerin i koturnów, ale mniej niż sportowych -dobrych przyjaciół do biegania, czy też ucieczki- jedna para a może dwie.
W toaletce są tylko ciemne cienie, za to połowa szminek ma mocno czerwony kolor. Czy tu wszystko jest w dziwkowatym stylu? Jednym z niewielu plusów tutaj jest biżuteria. Tylu klejnotów w życiu nie śniło mi się mieć. Musiało to kosztować niemało pieniędzy, no przynajmniej dla mnie. On jako syn władcy piekieł ma wszystko czego dusza zapragnie, jeśli w ogóle ją ma.
Tak właściwie, to gdzie ja do cholery utknęłam? W piekle? Nie zdziwiłoby mnie to nawet w najmniejszym stopniu. Martwię się tylko o to, co ze mną dalej będzie. Jestem w obcym miejscu wśród obcych stworzeń, które -jak zapewniał Scott- zabiją mnie jeśli opuszczę pokój. Cała ta sytuacja mnie przytłacza, ale nie mogę dać po sobie poznać tej niepewności, strachu, to mogłoby mnie zgubić. Ciekawe co teraz robi Katy z mamą, szukają mnie? Dały już sobie z tym spokój? Dlaczego to musiało się akurat mi przytrafić, a nie siostrze. Jest starsza i lubi takie klimaty, za to ja nigdy nie odważyłabym ubrać coś tak skąpego i umalować się, a co dopiero tak mocno.
Biorę szybki prysznic w łazience wykonanej z czarnych i bordowych płytek. Jest podobna wielkością co garderoba, mieści w sobie ogromną wannę z jacuzzi, która mogłaby pomieścić trzy osoby, nowoczesny prysznic z szybami weneckimi, parę szafek zapewne z ręcznikami i przyborami do mycia ciała i oczyszczania twarzy. Nad umywalką wisi duże, czyste lustro i oczywiście, jak przystało na łazienkę, w rogu znajduje się kibel. Po wyjściu z niej wyciągam z szafy czarną sukienkę sięgającą do ud, bez ramiączek. Suknia zwęża się tali a dalej rozszerza, dając luz nogom. Na nią zakładam czarną, skórzaną kurtkę, a na nogi wysokie kozaki za kolana. Kiedy siadłam przed toaletką postanowiłam, że wypróbuje tutejsze kosmetyki i od razu wzięłam się do roboty.
Skończywszy wszystkie zabiegi stanęłam przed lustrem patrząc na zupełnie inną osobę. Zdziwione oczy z czarnymi kreskami zakończonymi jaskółkami i bordowo-czarnymi cieniami pasowały do krwistoczerwonych ust na tle lekko opalonej twarzy. Włosy zostały upięte w koka, z którego wystawało parę kosmyków zakręconych lokówką (tak, lokówka też tam była). Patrzyłam na dziewczynę i nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę ja -niewinna Lucy Damon, która nigdy nie odważyłaby się ubrać w takie ciuchy i zrobić tak mocny makijaż. Jak mogłam do tego dopuścić? Gdybym nie poznała Scotta to nic by się nie zmieniło, pozostałabym tą samą wesołą, naturalną nastolatką bez żadnych problemów. Skoro już jestem myślami przy nim to ciekawi mnie czy mówił prawdę z tymi demonami, ale nie dowiem się jeśli sama ich nie zobaczę.
Po chwili przyglądania się własnemu odbiciu kieruję się do drzwi. Na moje szczęście nikt ich nie zamknął, więc trochę je otwieram i wślizguję się na korytarz pokryty szarym marmurem, na którego ścianach co jakiś czas widnieją lampy, a w różnych odstępach wejścia do innych pokoi. Idę ostrożnie stawiając każdy kolejny krok i obserwuję obrazy przedstawiające dziwne postacie. Większość ma kształt człowieka, ale z głowy wyrastają im rogi, a za nimi wił się ogon. Twarze są wyzbyte wszelkich uczuć i emocji, a oczy są jeszcze gorsze - czerwone oraz czarne tęczówki patrzą zimnym wzrokiem przyprawiając moje ciało o dreszcze. Na każdym kroku czuję się obserwowana i najgorsze w tym jest to, że nie mogę nic zrobić. Staram się, by moje kroki były niesłyszalne, ale kto wie jak doby słuch mają demony.
Nagle drzwi parę metrów przede mną zaczynają się otwierać, za to ja nieruchomieję. Serce wali mi jak oszalałe, nie jestem zdolna do jakiegokolwiek ruchu, na szczęście nie trwa to zbyt długo. Już po minucie biegnę z powrotem do swojego pokoju, ale nie pamiętam za bardzo, który to jest. Niestety nie mam nawet czasu o tym głębiej pomyśleć, ponieważ ktoś łapie mnie od tyłu i przygwożdża do ściany. Robi to z taką siłą, że aż mnie przyćmiewa.
- Zobaczmy kogo tu mamy - ciepły, ale szorstki głos rozlega się w moich uszach.
Głowę mam opuszczoną, więc nie widzę sprawcy, lecz nawet głupi by się domyślił, kto to jest. Demon, diabeł, potwór. Nieważne jak się to nazwie, dalej się boję. Mężczyzna (domyśliłam się po budowie ciała) złapał ręką mój podbródek i pewnym ruchem podnosił do góry. Wygląda nieziemsko, czarne włosy świetnie współgrają z bordowymi oczami.
- Całkiem niezłą masz twarz, nie nadzwyczajną, ale niezłą. Skąd się tu wzięłaś?
Strach mnie znowu ogarnia. Teraz wiem, że nie mogę sobie pozwolić na głupi numer.
- N-n-nie wiem. Scott mnie tu zabrał.
- Dziwne. Zwykle nie sprowadza ludzi. Musisz mieć coś w sobie, że to zrobił, a ja z wielką chęcią pogram mu na nerwach. Idziesz ze mną. - Próba oparcia nic mi nie dała. Szybkim ruchem zostaję przerzucona przez ranię jak worek kartofli.
Idziemy teraz prosto do wielkich wrót. Nie chcę nawet myśleć co może tam być. Kiedy już tylko znaleźliśmy się w pomieszczeniu demon rzuca mną parę metrów dalej (aż dziwne, że nie doznaję żadnych obrażeń) i patrzy na mnie. Dlaczego siła i chęć do walki tak szybko mi znika w takim momencie? On się przybliża, a ja nic nie mogę na to poradzić, to naprawdę dobijające. Łapie mnie za ręce i zaczyna ciągnąć w stronę ściany, na której zauważam metalowy łańcuch, podobny do tego, jaki miał Eric (czy w tych czasach każdy ma takie u siebie?). Bez pośpiechu chłopak przypina mnie nimi -niestety są trochę ciaśniejsze i krótsze niż te wampira. Na sam koniec mężczyzna urywa mi dół sukienki i zatyka usta. To co teraz czuję ciężko mi opisać. Najbardziej miota mną poczucie niższości i przegrania. Ciężko mi zachować oddech, ale nie daję jeszcze lecieć łzą. To by mnie totalnie dobiło.
- No, to teraz poczekamy tutaj razem na Scott'a - triumfalny uśmiech zagościł na jego twarzy.
Garderoba jest w połowie tak wielka jak mój -oby nie na długo- nowy pokój. Mieści w sobie chyba ze sto sukienek, które swoją długością powaliłyby nie jednego faceta. Większość sięga ledwo do ud, jest też paręnaście topów odsłaniających aż za dużo oraz trochę szorty zasłaniające tylko połowę tyłka. Buty w większości mają ogromne obcasy, niektóre to kozaki a inne są odkryte, jest kilka par balerin i koturnów, ale mniej niż sportowych -dobrych przyjaciół do biegania, czy też ucieczki- jedna para a może dwie.
W toaletce są tylko ciemne cienie, za to połowa szminek ma mocno czerwony kolor. Czy tu wszystko jest w dziwkowatym stylu? Jednym z niewielu plusów tutaj jest biżuteria. Tylu klejnotów w życiu nie śniło mi się mieć. Musiało to kosztować niemało pieniędzy, no przynajmniej dla mnie. On jako syn władcy piekieł ma wszystko czego dusza zapragnie, jeśli w ogóle ją ma.
Tak właściwie, to gdzie ja do cholery utknęłam? W piekle? Nie zdziwiłoby mnie to nawet w najmniejszym stopniu. Martwię się tylko o to, co ze mną dalej będzie. Jestem w obcym miejscu wśród obcych stworzeń, które -jak zapewniał Scott- zabiją mnie jeśli opuszczę pokój. Cała ta sytuacja mnie przytłacza, ale nie mogę dać po sobie poznać tej niepewności, strachu, to mogłoby mnie zgubić. Ciekawe co teraz robi Katy z mamą, szukają mnie? Dały już sobie z tym spokój? Dlaczego to musiało się akurat mi przytrafić, a nie siostrze. Jest starsza i lubi takie klimaty, za to ja nigdy nie odważyłabym ubrać coś tak skąpego i umalować się, a co dopiero tak mocno.
Biorę szybki prysznic w łazience wykonanej z czarnych i bordowych płytek. Jest podobna wielkością co garderoba, mieści w sobie ogromną wannę z jacuzzi, która mogłaby pomieścić trzy osoby, nowoczesny prysznic z szybami weneckimi, parę szafek zapewne z ręcznikami i przyborami do mycia ciała i oczyszczania twarzy. Nad umywalką wisi duże, czyste lustro i oczywiście, jak przystało na łazienkę, w rogu znajduje się kibel. Po wyjściu z niej wyciągam z szafy czarną sukienkę sięgającą do ud, bez ramiączek. Suknia zwęża się tali a dalej rozszerza, dając luz nogom. Na nią zakładam czarną, skórzaną kurtkę, a na nogi wysokie kozaki za kolana. Kiedy siadłam przed toaletką postanowiłam, że wypróbuje tutejsze kosmetyki i od razu wzięłam się do roboty.
Skończywszy wszystkie zabiegi stanęłam przed lustrem patrząc na zupełnie inną osobę. Zdziwione oczy z czarnymi kreskami zakończonymi jaskółkami i bordowo-czarnymi cieniami pasowały do krwistoczerwonych ust na tle lekko opalonej twarzy. Włosy zostały upięte w koka, z którego wystawało parę kosmyków zakręconych lokówką (tak, lokówka też tam była). Patrzyłam na dziewczynę i nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę ja -niewinna Lucy Damon, która nigdy nie odważyłaby się ubrać w takie ciuchy i zrobić tak mocny makijaż. Jak mogłam do tego dopuścić? Gdybym nie poznała Scotta to nic by się nie zmieniło, pozostałabym tą samą wesołą, naturalną nastolatką bez żadnych problemów. Skoro już jestem myślami przy nim to ciekawi mnie czy mówił prawdę z tymi demonami, ale nie dowiem się jeśli sama ich nie zobaczę.
Po chwili przyglądania się własnemu odbiciu kieruję się do drzwi. Na moje szczęście nikt ich nie zamknął, więc trochę je otwieram i wślizguję się na korytarz pokryty szarym marmurem, na którego ścianach co jakiś czas widnieją lampy, a w różnych odstępach wejścia do innych pokoi. Idę ostrożnie stawiając każdy kolejny krok i obserwuję obrazy przedstawiające dziwne postacie. Większość ma kształt człowieka, ale z głowy wyrastają im rogi, a za nimi wił się ogon. Twarze są wyzbyte wszelkich uczuć i emocji, a oczy są jeszcze gorsze - czerwone oraz czarne tęczówki patrzą zimnym wzrokiem przyprawiając moje ciało o dreszcze. Na każdym kroku czuję się obserwowana i najgorsze w tym jest to, że nie mogę nic zrobić. Staram się, by moje kroki były niesłyszalne, ale kto wie jak doby słuch mają demony.
Nagle drzwi parę metrów przede mną zaczynają się otwierać, za to ja nieruchomieję. Serce wali mi jak oszalałe, nie jestem zdolna do jakiegokolwiek ruchu, na szczęście nie trwa to zbyt długo. Już po minucie biegnę z powrotem do swojego pokoju, ale nie pamiętam za bardzo, który to jest. Niestety nie mam nawet czasu o tym głębiej pomyśleć, ponieważ ktoś łapie mnie od tyłu i przygwożdża do ściany. Robi to z taką siłą, że aż mnie przyćmiewa.
- Zobaczmy kogo tu mamy - ciepły, ale szorstki głos rozlega się w moich uszach.
Głowę mam opuszczoną, więc nie widzę sprawcy, lecz nawet głupi by się domyślił, kto to jest. Demon, diabeł, potwór. Nieważne jak się to nazwie, dalej się boję. Mężczyzna (domyśliłam się po budowie ciała) złapał ręką mój podbródek i pewnym ruchem podnosił do góry. Wygląda nieziemsko, czarne włosy świetnie współgrają z bordowymi oczami.
- Całkiem niezłą masz twarz, nie nadzwyczajną, ale niezłą. Skąd się tu wzięłaś?
Strach mnie znowu ogarnia. Teraz wiem, że nie mogę sobie pozwolić na głupi numer.
- N-n-nie wiem. Scott mnie tu zabrał.
- Dziwne. Zwykle nie sprowadza ludzi. Musisz mieć coś w sobie, że to zrobił, a ja z wielką chęcią pogram mu na nerwach. Idziesz ze mną. - Próba oparcia nic mi nie dała. Szybkim ruchem zostaję przerzucona przez ranię jak worek kartofli.
Idziemy teraz prosto do wielkich wrót. Nie chcę nawet myśleć co może tam być. Kiedy już tylko znaleźliśmy się w pomieszczeniu demon rzuca mną parę metrów dalej (aż dziwne, że nie doznaję żadnych obrażeń) i patrzy na mnie. Dlaczego siła i chęć do walki tak szybko mi znika w takim momencie? On się przybliża, a ja nic nie mogę na to poradzić, to naprawdę dobijające. Łapie mnie za ręce i zaczyna ciągnąć w stronę ściany, na której zauważam metalowy łańcuch, podobny do tego, jaki miał Eric (czy w tych czasach każdy ma takie u siebie?). Bez pośpiechu chłopak przypina mnie nimi -niestety są trochę ciaśniejsze i krótsze niż te wampira. Na sam koniec mężczyzna urywa mi dół sukienki i zatyka usta. To co teraz czuję ciężko mi opisać. Najbardziej miota mną poczucie niższości i przegrania. Ciężko mi zachować oddech, ale nie daję jeszcze lecieć łzą. To by mnie totalnie dobiło.
- No, to teraz poczekamy tutaj razem na Scott'a - triumfalny uśmiech zagościł na jego twarzy.
Ufff... skończone. Chciałabym podziękować Klaudia99 za to, że dzięki niej ten rozdział ma po pierwsze mniej błędów, a po drugie jest w jednym czasie (przynajmniej powinien być :P). Mam nadzieję, że wam się spodoba ponieważ wzięłam sobie do serca wasze komentarze i starałam się by wszystko co wam się nie spodobało, zostało wyrzucone w diabły. Dałam więcej opisów (co pewnie zauważyliście) oraz nie powinno być niewyjaśnionych zmian miejsc czy akcji. Jeszcze raz dziękuję Klaudia99, bo bez ciebie nie zabrakłoby czasu przeszłego ;) Zapraszam na jej bloga, myślę, że wam się spodoba :*
~Lucy
Subskrybuj:
Posty (Atom)