niedziela, 18 września 2016

Rozdział 10

  - Zapłacisz za to, co zrobił mi twój ojciec - potworny głos rozbrzmiewa echem w mojej głowie. Jednym szybkim ruchem zostaję uderzona ogonem potwora i wypadam przez okno.
 Lecę w dół, wiatr próbuje i próbuje mnie utrzymać w górze ale za nic mu się to nie udaje. Ciągle spadam, serce łomocze mi w piersi. Spoglądam w miejsce gdzie się zaraz znajdę, lecz ku mojemu zaskoczeniu nie znajduje się tam ziemia, a czerwona ciecz. Po co ja otwierałam oczy, po co w ogóle wychodziłam z pokoju. Gdyby nie ten mój brak rozsądku, teraz nie byłabym bliska śmierci. Chociaż kto wie. Może jeśli zostałabym w komnacie to zamiast spalić się w lawie, konałabym powoli w uściskach demonów. Na tą chwilę żadna z opcji nie wydaje mi się lepsza od drugiej, ale no cóż, wyboru dokonałam parę godzin temu i teraz jedynie mogę spadać i marzyć, że w jakiś magiczny sposób wyrosną mi zaraz skrzydła. A no tak! Przecież jestem aniołem! Może nie czystej krwi, ale zawsze warto spróbować.
 Z całej siły próbuję wyobrazić sobie skrzydła oraz to jak latam. Do śmierci jest coraz bliżej, a żadne pióra się nie ukazują. Muszę się bardziej wysilić. Muszę. Muszę. Po prostu muszę. Nagle czuję przeszywający ból w okolicy łopatek. Jakby ktoś mi rozcinał skórę i próbował wyrwać kości oraz mięśnie. Nigdy nie czułam czegoś tak okropnego, ale udało się. Tylko teraz jak ich użyć? Z wielkim wysiłkiem zaczynam nimi ruszać - góra, dół, góra, dół i tak w kółko. Powoli zwalniam, lecz niestety trochę już na to za późno. Potworny ból rozdziela mnie począwszy od stóp coraz wyżej. Jakby ktoś podpalał moje ciało i przykładał do niego rozżarzony węgiel równocześnie. Jeśli myślisz, że zbyt gorąca woda w wannie jest bolesna, spróbuj podgrzać ja do wrzenia i wtedy zamoczyć stopy. To jest mniej więcej jeden procent tego co czuję teraz.

***

 Dziwne, ale już nie czuję bólu, za to otacza mnie ciemność. Musi minąć parę chwil nim orientuję się, że mam po prostu zamknięte oczy. Powieki są takie ciężkie, jakby ważyły tonę. Z wielkim trudem udaje mi się je unieść ale od razu opadają. Nie z powodu wysiłku jaki mi to sprawia, lecz dlatego, że jasność jest nie do wytrzymania. Mija jakiś czas nim znowu podejmuję się próby otworzenia oczu. Tym razem idzie to sprawniej, ale niestety znowu pojawia się ten okropny blask. Na szczęście tym razem jestem na niego przygotowana.
 Z podniesieniem się do pozycji się siedzącej też nie jest łatwo, pomimo to po kilku, albo nawet kilkunastu podejściach daję radę. Po woli zaczynam przyzwyczajać się do jasności jaka jest wokół mnie. Przede mną znajduje się biała ściana z białymi drzwiami. Po prawej, po lewej i za mną też są białe ściany. Nade mną jest biały sufit, a pode mną biała podłoga. Siedzę na białym łóżku jeśli mogę to tak nazwać. Mam na sobie białą tunikę która ledwo zasłania najważniejsze części ciała.
 Zdobywam się na odwagę i próbuję stanąć na podłodze rękami dalej podpierając się "łóżka". Moje nogi drżą i zaczyna się od nich rozchodzić przenikliwe zimno. Kiedy już czuję, że ciało zaczyna mnie słuchać, patrzę na białą podłogę i dostrzegam tam coś, co odstaje od wszystkiego - czerwoną plamę. Zaraz obok niej pojawia się kolejna i kolejna tym razem w kolorze bordowym. Mój umysł nie pojmuje tego co to jest dopóki świat nie zaczyna wirować. Odpycham się z całej siły od miejsca na którym leżałam i staram się dobiec do drzwi niestety już po paru krokach moje nogi się uginają, a ja padam na podłogę. Ostatnie co widzę to parę osób wpadających do pomieszczenia i kiedy powieki opadają słyszę tylko ich krzyki mówiące, żeby mnie stad zabrać i opatrzyć.

***

 Tym razem czuję ciepło i przyjemny zapach który mogłabym wciągać jak narkotyk. Moją głowa spoczywa na czymś twardym ale jednocześnie wygodnym. Pomimo bólu jaki mi doskwiera w plecach, jest mi bardzo przyjemnie i wygodnie.
 - Czyżby moja księżniczka już się obudziła? - ciepły, donośny, męski głos zaczął rozchodzić się w mojej głowie i już wiem na czym leżę. Próbuję się wyszarpnąć z jego objęć, ale on trzyma mnie mocno. - Nie radzę ci się na razie zbytnio ruszać księżniczko. Kiedy wyleciałaś przez okno nie zdążyłem cię złapać i wpadłaś do lawy. Na szczęście jako iż posiadasz anielską krew twoje poparzenia zdołały się już w większości zagoić, lecz twoja próba wzbicia się w powietrze na skrzydłach skończyła się ich brakiem. Spaliły się doszczętnie. Kiedyś ci odrosną ale nikt nie wie kiedy i czy na pewno. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłbym czegoś takiego. Przykro mi - nie czułam złośliwości ani ironii w jego głosie, a smutek i współczucie. - Jedyne co ci po nich zostało, to bolesne ślady które nie znikną aż skrzydła ci nie zaczną odrastać.
 - Czy wyglądają one bardzo źle?
 - Nie. Nie powinnaś się tym przejmować.
 - Pomóż mi wstać, chcę zobaczyć - próbuję się podnieść, jednak Scott przybija mnie z powrotem do łóżka - Przestań! Chcę zobaczyć czy na prawdę nie ma czym się przejmować - nie czekając na jego reakcję w miarę szybko schodzę z łóżka.
 Rozglądam się po pomieszczeniu i dopiero teraz do mnie dociera, że to nie jest mój pokój. Zamiast ciemnofioletowych ścian są czarne, tak jak prawie wszystko, poza dywanem w kolorze krwistej czerwieni. Ta  sypialnia jest chyba dwa razy większa od tej, którą ja dostałam, a na łóżku zmieściło by się z pięć dziewczyn na raz plus właściciel i nie jestem pewna, czy już nawet nie próbował większej ilości. Po chwili obserwacji zauważam cztery pary drzwi. Jedne prowadzą na balkon, drugie do wyjścia, trzecie pewnie do łazienki a czwarte najpewniej do garderoby.
 Wybieram drzwi z ciemnego drewna i biegnę do nich, ale nim docieram zostają one zablokowane przez diabła.
 - Jeśli chcesz tam wejść, to tylko ze mną - uśmiecha się złośliwie przy wypowiadaniu tych słów.
 - Zamknij się i przesuń. Nie mam nastroju na te twoje gierki - odpowiadam starając się dodać jadu do słów.
 - W takim razie przepuszczę cię samą jeśli dostanę od ciebie coś w zamian.
 Już ja wiem co on chciałby dostać. Odchodzę lekko do tyłu i pokazuję mu żeby zrobił to samo. Kiedy się zatrzymuję, on momentalnie jest przy mnie. Każę mu zamknąć oczy, na co on początkowo nie reaguje ale już po chwili robi to o co go proszę i w tym samym momencie wykorzystuję okazję i wbiegam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Parę sekund później słyszę jak Scott przeklina i krzyczy, że mu za to zapłacę jak tylko wyjdę.
 Rozbieram się i już po chwili wchodzę do wanny, do której nalałam chwilę wcześniej wody. Czuję jak otula mnie ona swoim ciepłem i jak stara się ukoić mój ból. Udaje jej się to na początku, ale im dłużej siedzę tym coraz bardziej ból i szczypanie na plecach powraca. Kiedy staje się to już nie do zniesienia wychodzę i opatulam się czarnym ręcznikiem. Na jednej ze ścian wisi lustro i chwilę zastanawiam się czy powinnam, albo raczej czy chcę to robić. Jednak ciekawość bierze górę i już po paru sekundach stoję tyłem do zwierciadła i oglądam to co zostało z moich skrzydeł. Śmieszne.. nigdy nie myślałam, że będę mieć skrzydła a co gorsza, że je stracę tak szybko. Teraz to nawet nie jestem pewna czy one naprawdę były na tyle wielkie by mnie unieść, bo widok dwóch poszarpanych ran na plecach na to nie wskazuje.
 Szybko orientuję się, że nie mam nic na przebranie a poprzednie ubranie jest po części we krwi, a to oznacza wyjście do tego zboka w ręczniku. Staję przy drzwiach ponownie owinięta w ręcznik i nasłuchuję czy on dalej tam jest. Po paru minutach ciszy odważam się wyjrzeć, lecz kiedy nikogo nie zauważam w pokoju wychodzę.
 - No, no. Nie słyszałaś żeby nie kusić diabła?




 Wróciłam, a to oznacza napływ weny i czasu. Rozdział starałam się napisać beż większych błędów, ale jeśli coś zauważycie to piszcie w komentarzach. Postanowiłam opublikować to opowiadanie także na wattpadzie pod tytułem "My new life", gdzie rozdziały będą krótsze, za to szybciej, co nie znaczy, że tutaj przestane publikować. Dziękuję wszystkim, którzy pojawiali się tutaj pod moją nieobecność, bo to mnie tak zmotywowało do pisania.
~Lucy