Mam nieodparte wrażenie, że to się już kiedyś zdarzyło, a nawet całkiem niedawno. Siedzę przykuta do zimnej ściany łańcuchami, które są o rozmiar za małe. Czy tylko mi się to zdarza? Facet który mnie tu przyprowadził wyszedł gdzieś, więc mam szansę się stąd wydostać. Metal z tego co zauważam ma już swoje lata i na pewno nie jest tak wytrzymały jak u wampira. Wstaję i próbuję po raz pierwszy, nic. Po raz drugi, nic... po raz trzynasty, tak, to jest jednak szczęśliwa trzynastka. Łańcuchy pękają, a ja nie jestem już przykuta do ściany, co prawda dalej mnie uwierają w nadgarstki ale to teraz najmniej ważne.
Nagle drzwi się otwierają i wpada przez nie Scott. Nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej bać, ponieważ go zlekceważyłam.
Nagle drzwi się otwierają i wpada przez nie Scott. Nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej bać, ponieważ go zlekceważyłam.
-Co ty tu robisz?! Mówiłem, że masz nie wychodzić z pokoju! - krzyczy na mnie patrząc surowym wzrokiem - Ktoś cię widz... chwila, co ty masz na rękach... no nie - zgaduję, ale te słowa nie wróżą nic dobrego. - Musimy stad spadać.
I w tym momencie pojawia się brunet, który mnie tu przykuł.
- Już chcecie wychodzić? Miałem nadzieję na wspólną zabawę z naszym uroczym gościem, no bo po co innego miałbyś ją tu sprowadzać.
I w tym momencie pojawia się brunet, który mnie tu przykuł.
- Już chcecie wychodzić? Miałem nadzieję na wspólną zabawę z naszym uroczym gościem, no bo po co innego miałbyś ją tu sprowadzać.
- Odwal się. Jak sam powiedziałeś to a ją tu przyprowadziłem i to ja zrobię z nią co zechcę - Scott patrzy na mężczyznę złym wzrokiem, ale można też zauważyć w jego oczach coś, co nie spodziewałam się ujrzeć - strach.
- Scott, kto to jest? - pytam nie zdążając ugryźć się wcześniej w język. Czarnowłosy uśmiecha się szeroko, z rozbawieniem, pokazując szereg równych, białych zębów i kłania mi się z gracją.
- Dawno nie spotkałem kogoś kto by nie wiedział kim jestem. Nazywają mnie w różny sposób, ale me imię brzmi Lucyfer, władca piekieł i demonów, pan wszystkich dusz nieczystych. A jakie jest twoje imię?
- Lu...
- Nic mu nie mów - przerywa mi Scott. - A ty zostaw nas w spokoju - skierował słowa w kierunku ojca.
Nie zdążam nawet mrugnąć okiem, a chłopak jest przybity do ściany z ręką mężczyzny na szyi. Przez chwilę próbuje się wyrwać ale Lucyfer uderza nim kilkakrotnie i kiedy zostaje puszczony, upada ledwo oddychając na podłogę, a napastnik zaczyna iść w moim kierunku. Jestem przerażona. Co jeśli dowie się kim jest mój ojciec? Co się ze mną stanie?
Podczas kiedy czarnowłosy podchodzi, ja staram się zachować dystans między nami na co on reaguje kpiącym uśmiechem. Po chwili dochodzę do okna. Nie mam jak uciec, ani nawet gdzie. Jeśli wyszłabym przez okno to najprawdopodobniej nie utrzymałabym się przy murze i spadłabym, a nawet jakbym jakimś cudem dotarła w nie tak nagły sposób na ziemię to i tak nie wiem jak wrócić do mojego świata.
- Chyba skończyła ci się droga ucieczki. Nie martw się, na razie chcę się tylko coś o tobie dowiedzieć, ponieważ mój syn nie stawiałby mi się w obronie kogoś nic nie znaczącego. Więc na czym skończyliśmy? - znalazł się nagle niebezpiecznie blisko mnie - A no tak, pytałem jak masz na imię.
- L-lucy - mówię cicho.
- Po prostu Lucy?
- Lucy Damon - odpowiadam jeszcze ciszej.
- Ciekawie, podoba mi się to, jak się nazywasz. Jeszcze dwa pytania i pozwolę ci wrócić na jakiś czas do pokoju. Tylko mów głośniej, bo inaczej będzie kara.
Kiwałam głową na znak, że rozumiem.
- Pierwsze pytanie. Jak poznałaś Scotta?
- Na lekcji w pierwszym dniu szkoły.
- Szkoła? - mężczyzna ledwo powstrzymuje się od śmiechu - On na serio poszedł do jakiejś szkoły na Ziemi? Niesamowite. Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Kim, czym jesteś?
- Zwykłym człowiekiem - staram się mówić głośno oraz tak, by nie wyczuł kłamstwa.
- Bzzz... zła odpowiedź. Naprawdę myślisz, że dam się nabrać? Nie bądź śmieszna. Radzę ci, mów szczerze - jego głos jest nagle się zimny i przerażający.
Milczę, nie mogę skłamać ani powiedzieć prawdy. Teraz to nawet nie strach, co przerażenie pochłania mnie całą.
- Nic nie powiesz, tak? Nie martw się, są inne sposoby aby znaleźć odpowiedź na to pytanie - i w tym momencie, Lucyfer łapie mnie w swój uścisk i zaczyna gryźć w szyję. Czuję jak życiodajna siła przechodzi ze mnie do niego, lecz tym razem to nie boli tak bardzo. Po chwili odrywa się ode mnie i zaczyna śmiać. - Nie sądziłem, że coś mnie jeszcze kiedyś tak rozbawi. Jaka anielica da swojej córce imię pochodzące od imienia samego Lucyfera. Dlaczego tylko żyjesz na ziemi i nic o mnie nie wiesz? - zaczyna coś podejrzewać, ledwo co przełykam ślinę - Krew jest czysta a to oznacza, że albo jest się dzieckiem dwóch tych samych ras albo jedno z rodziców jest bardzo potężne i wysoko położone. To by wyjaśniało, dlaczego wychowywałaś się na ziemi, ale teraz bardzo mnie ciekawi kim jest twój ojciec, bo tylko ojciec mógłby tak zostawić potomka.
Moje serce bije coraz szybciej. Ręce zaczynają mi drżeć. Żołądek podchodzi mi do gardła, a on mówi tylko parę słów.
- Czyżby córka Michaela?
Teraz to chyba serce mi stanęło. Diabeł widząc moją minę, zaczął się przemieniać. Jego oczy kolorem przypominają ogień. Takiej wściekłości w życiu nie widziałam. Nie dziwne, że zwą go najpotężniejszym demonem.
- Zapłacisz za to co zrobił mi twój ojciec - potworny głos rozbrzmiewa echem w mojej głowie. Jednym szybkim ruchem zostaję uderzona ogonem potwora i wypadam przez okno.
Jak zawsze rozdział musi skończyć się czymś co motywuje do dalszych oczekiwań. Cieszę się za te wszystkie wizyty i oby w tym miesiącu liczba wyświetleń dobiła do 2000 a w przyszłym do 2500. Dziękuję tym, którzy tyle czekali oraz tym którzy dopiero zaczynają czytać ale zostaną ze mną pomimo rzadko dodawanych rozdziałów. Rozdziały będą pojawiać się w każdym miesiącu, zdarzy się, że częściej. Nie mówię czy na początku, czy na końcu, ale zawsze się pojawią. Przepraszam za wszystkie błędy, starałam się wszystkie wyłapać, ale jestem tylko człowiekiem. Zapraszam do komentowania, nie ważne czy Ci się spodobało, czy nie. Chcę znać Twoją opinię, aby wiedzieć co poprawić.
~Lucy