sobota, 14 marca 2015

Rozdział 4


  Scott już na mnie czekał.  Właśnie zamykałam za sobą drzwi od domu. Przywitaliśmy się zwykłym "cześć" i pobiegliśmy w stronę szkoły.
  Przez całą drogę chłopak mnie za czepiał i komentował moje kształty.  Nie mogę powiedzieć, że jestem gruba,  bo figurę mam świetną ( dużo biegam i mało jem, więc to chyba logiczne ). Nie jestem też taka płaska jak inne dziewczyny w mojej klasie, ale to dla mnie nic ważnego. Starałam się zachować neutralną twarz wobec Scotta i muszę sobie pogratulować, bo mi się udało.
 Pierwsza lekcja nie była zbyt ciekawa, więc zaczęłam rozmyślać, patrząc przez okno na błękitne niebo bez chmur. Może pójdę dzisiaj prosto do domu, bez wycieczki do lasu. Jeśli nic się nie wydarzy, co mogło by mi działać na nerwy, to chyba nawet z Katy, chociaż nie wiem czy się zgodzi. Siostra nie lubi wychodzić bez powodu na świeże powietrze i słońce, a szczególnie nie lubi długich spacerów w dzień. Czasem udawało mi się ją zmusić do pójścia na plażę w nocy. Nie wspomniałam jeszcze, że się przeprowadziłyśmy z San Diego.
  Dzwonek wyrwał mnie z myślenia. Wstałam, wzięłam miętowo-białą torbę z piękną różą na boku i wyszłam na korytarz pełen ludzi.  Jak to mam w zwyczaju opuściłam głowę i starałam się dotrzeć do szafki nie wpadając na innych. Prawie już byłam przy niej, kiedy w kogoś weszłam. Mój wzrok powędrował na twarz Natalie - bo na kogo innego mogła wpaść najbardziej pechowa dziewczyna w tym stanie. 
 - Patrz gdzie leziesz. - zimny głos Natalie odbijał się w moich uszach.
 - Sorki.- odpowiedziałam cicho. Spróbowałam ją wyminąć, ale Jo i Alina zagrodziły mi drogę. Przepchnęłam się przez nie i doszłam do szafki bez żadnych atrakcji.
 W końcu koniec lekcji - jak ja się cieszę. Wypadek na korytarzu kompletnie zepsuł mi humor i teraz mam ochotę pobyć sama, więc wracam do domu bez nikogo. Rozglądnęłam się jeszcze czy nie ma Scotta lub Katy w pobliżu i ruszyłam biegiem. Na pięknym niebie pojawiły się pierwsze, ciemne chmury zwiastujące deszcz. Nie przejęłam się tym, tylko przyśpieszyłam tempa. Lubię kiedy pada, można wsłuchać się w krople opadające na ziemię. Często mnie to uspokajało - kilka lat temu zawsze musiałam się powstrzymywać przed powiedzeniem tego co myślę i przed uderzeniem kogoś. Od jakiegoś roku umiem to kontrolować.
 Dotarłam do domu chwile przed tym jak rozpoczęła się ulewa. Dołączyłam do siostry i mamy, które jadły obiad. Mama zaczęła wypytywać o szkołę a ja z Katy mruknęłyśmy, że dobrze. Po skończeniu posiłku umyłam talerze i poszłam do pokoju odrobić lekcje. Wiśniowe ściany od razu sprawiły, że moje poczucie szczęścia się podniosło. Wyciągnęłam potrzebne zeszyty i książki z torby i rzuciłam nią na bok siadając na łóżku. Kompletnie nie chciało mi się uczyć więc szybko skończyłam i położyłam na miękkiej pościeli. Mój spokój przerwały krzyki mamy proszącej bym poszła do sklepu. Próbowałam się wymigać od tego mówiąc żeby Katy poszła, ale ona ponoć wyszła gdzieś, więc to mi przypada ten zaszczyt. Z niechęcią podniosłam się i podeszłam do szafy zmienić ciuchy. Wybrałam ciemne jeansy, fioletowy t-shirt z jakimś napisem oraz szarą bluzę z kapturem. Za oknem nie było widać już deszczu, więc ubrałam tylko tenisówki, wzięłam od mamy listę zakupów i wyszłam.
 Oprócz tego co mama chciała kupiłam też paczkę gum miętowych- skoro i tak tu jestem. Nie znam miasta jeszcze tak dobrze, więc zaraz po wyjściu skierowałam się w stronę domu niedawno poznaną drogą. Ciemność rozpraszały tylko latarnie postawione tak, że pomiędzy nimi było kompletnie ciemno.
 Minęłam właśnie nie działającą latarnię kiedy usłyszałam huk w bocznej uliczce, najwyraźniej ktoś się bił. Kiedyś pewnie bez namysłu bym tam wpadła i próbowała uspokoić bójkę,-co nie zawsze dobrze się dla mnie kończyło- ale nie dzisiaj. Tym razem tylko popatrzę czy to nie ktoś od mojej szkoły. Skręciłam do zaułka starając się być niespostrzeżoną. Moje oczy szybko się przyzwyczaiły do ciemności i zauważyły tam Scotta, który dawał łomot jakiemuś gościowi. Wyglądał na około osiemnaście lat i miał mocno czerwone włosy. Schowałam się za kontenerem na śmieci i patrzyłam.  Scott nie przestawał uderzać w jego brzuch, ale ten odpowiadał na to tylko szyderczym uśmiechem i powiedział "Tylko na tyle cię stać?". Widząc jak chłopak jeszcze bardziej się rozwścieczył, uśmiechną się jeszcze bardziej pokazując przy tym niesamowicie białe zęby. W momencie kiedy Scott na chwilę zatrzymał pięści, rudy chłopak uderzył go w klatkę piersiową i czarnowłosy poleciał kilkanaście metrów dalej.
 - Scott!- o nie. Co ja zrobiłam? Powinnam trzymać język za zębami. Teraz obydwoje na mnie popatrzyli, a ja zaczęłam uciekać.
 Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na drogę. Dotarłam do wschodniej bramy parku i coś, albo raczej ktoś złapał mnie w pasie zatrzymując tym samym. Próbowałam się uwolnić, szarpałam się na wszystkie strony, ale bezskutecznie.
 - Uspokój się.- ciepły męski głos rozbrzmiał w moich uszach, a ja jak znieruchomiałam.- Tak lepiej, a teraz powiedz mi co ty tam robiłaś?
 - Usłyszałam, że ktoś się bije i postanowiłam to sprawdzić.- głos mi drżał.
 - Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Teraz posłuchaj mnie,- jego usta lekko musnęły moje ucho-  pójdziesz prosto do domu, czyli bez wchodzenia w jakieś ciemne uliczki i podglądania ludzi jak się nawalają, bo nie zawsze będziesz mieć takie szczęście jak teraz. Zrozumiano?
 Mój głos gdzieś przepadł, więc tylko pokiwałam lekko głową i zaraz po tym jak mnie puścił pobiegłam przed siebie - tym razem patrząc gdzie. Gdyby nie to, że mama zabrała mnie kiedyś na spacer tutaj nie wiedziałabym gdzie iść.
 Minęłam kilkanaście ławek w mniej więcej równych odstępach i widziałam już południową bramę. Szczęście zaczęło mnie przepełniać na samą myśl, że za chwilę będę na oświetlonych ulicach. Nagle zauważyłam kątem oka jakiś cień obok mnie i poczułam czyjąś obecność, a moje serce zaczęło bić jak szalone z przerażenia, więc tylko przyśpieszyłam, bojąc się co będzie jak zwolnię. Kiedy znów poczułam, że jestem sama odwróciłam głowę sprawdzić czy na prawdę ktoś tam był, ale nikogo nie zobaczyłam. Z niepokojem wróciłam głową i zatrzymałam się. On tam stał - pośrodku zamkniętej bramy, która jeszcze chwilę temu była otwarta - niecałe 15m ode mnie. Rudy chłopak o niesamowitej sile.
 Zaczęłam się cofać, ale potknęłam się o gałąź. Nie mogło być gorzej. Chłopak powoli zbliżał się do mnie.